Strasznie mi go brakowało. Z tego też powodu, kiedy tylko miałem taką możliwość, od razu zacząłem mu mówić... wszystko. Co się zmieniło, co się w moim życiu wydarzyło, a kto nowy doszedł, kto co dziwnego zrobił, wszystkie plotki, nie plotki, informacje, drobnostki; co tylko mogłem. Jedyne, co, to ominąłem swoją edukację i osiągnięcia, bo tam się nic nie działo. Pomimo dodatkowych lekcji, treningów, własnych treningów, dalej pozostawałem tak samo słaby i odstający od reszty młodych aniołów. To było naprawdę wstydliwe. Oni wszyscy już dawno mieli na swoim koncie jakieś osiągnięcia, nauczyciele ich chwalili, a ja? Ja po prostu... byłem. To chyba moje największe i jedyne osiągnięcie.
– Myślę, że możemy zrobić przerwę tutaj. Coś nam przygotuję, chwilę nam nogi odpoczną i możemy ruszać dalej – zdecydował w pewnym momencie Miki. Mi tam było wszystko jedno, no ale przyznać musiałem, że wybrał wspaniałe miejsce, pełne cienia i spokoju. Jednakże, skoro mój przyjaciel twierdził, że pora na odpoczynek, to pora na odpoczynek. Nie będę negował jego decyzji, on się znacznie lepiej na tym zna.
Kiwnąłem więc energicznie głową, ściągając ze swoich pleców ciężki plecak, a także zsuwając z ramienia jego torbę. W pewnym momencie podróży stwierdziłem, że mu ją zabiorę i będę ją nosił, pomimo jego sprzeciwów. Wydawało mi się to najbardziej sprawiedliwe. W końcu, on pracuje umysłowo i pilnuje, byśmy się nie zgubili, no to ja tak trochę ponoszę jego torbę. I tak nie jest ciężka, ja mam tam znacznie więcej rzeczy; w końcu musiałem nam spakować jeszcze i śpiwory, i namiot, i jedzenie, i jakieś przybory do gotowania... no, jak się to tak wszystko skumulowało, no to naprawdę ciężki mi ten pakunek wyszedł. Przynajmniej jednak byłem od Mikleo silniejszy, zatem mogłem trochę podziwiać.
– Pomóc ci w czymś? – zapytałem, oddychając z ulgą. Nie sądziłem, że suma summarum aż tak mnie będą plecy boleć. Czego się jednak nie robi dla mojego przyjaciela?
– Nie, nie. Ja tu sobie wszystko ogarnę. Odpocznij, napij się, weź oddech. Muszę w ogóle zobaczyć, co zabrałeś – powiedział, zaglądając do mojego plecaka.
– No, swoje rzeczy. I to, co pomyślałem, że może się przydać. No i trochę jedzenia. Musiałem zrezygnować z większości swoich ubrań, by upchnąć resztę – wyjaśniłem, siadając pod drzewem i przymykając oczy. Ale by mi się teraz przydał taki porządny masaż... Albo chłodne dłonie, takie lodowate wręcz. Tak właściwie, to ja sam bym z chęcią wskoczył do wody takiej zimnej. Kark i grzbiet nosa to ja na pewno spalony miałem po tych kilku godzinach wędrówki.
– Będziesz miał w czym chodzić? – spytał rozbawiony, powoli rozpakowując mój plecak. Musiał przekonać się na własne oczy, co ja tam takiego wcisnąłem.
– Chyba tak. A jak nie, mogę chodzić tylko w spodniach, przynajmniej by mi chłodniej było – przyznałem, zabierając się za masowanie swojego karku. Tylko moje biedne ramiona byłyby obtarte... no, coś za coś. – Aż taka długa ta podróż będzie? – zapytałem niepewnie, przyglądając się mu z uwagą. Naprawdę poruszamy się aż tak wolno? Gdybym tylko miał skrzydła, to pewnie trwałoby to znacznie szybciej.
<Owieczko? c:>