Głód i nuda zrobiły swoje. Postanowiłem zrobić obiad z dobrze znanych mi składników. Może i nie byłem szefem kuchni z pięcioma gwiazdkami, ale w kuchni radziłem sobie całkiem nieźle, a ta umiejętność zawsze była przydatna zwłaszcza w takim miejscu..
Mimo że byłem skupiony na przygotowywaniu posiłku, doskonale słyszałem wszystko, co działo się wokół mnie.
- Obudziłeś się już? - Zwróciłem się do mojego towarzysza, odwracając się w jego stronę.
- Trudno było się nie obudzić, gdy wokół unoszą się takie zapachy - Odparł leniwie, przeciągając się w łóżku.
- Ładnie pachnie, a jeszcze lepiej smakuje - Odpowiedziałem z lekkim uśmiechem, nakładając porcje na dwa talerze. - Proszę, tagliatelle z tuńczykiem. Nic wielkiego, ale mam nadzieję, że ci posmakuje.
Podałem mu talerz. Daisuke spojrzał na mnie z widocznym zaskoczeniem, jakby nie do końca wierzył, że to naprawdę dla niego.
Zastanawiałem się, co go tak dziwiło. Przecież to był zwykły, szybki posiłek, który każdy mógłby zrobić, gdyby tylko chciał. Myślę, że nawet on gdyby tylko się postarał, coś takiego byłby w stanie przygotować.
- Ty naprawdę zrobiłeś obiad… i dla mnie? - Zapytał cicho. Nadal nie dowierzał temu, co widział. Dlaczego? Tego nie rozumiałem i chyba nawet nie chciałem zrozumieć.
- Oczywiście, że tak. A dlaczego miałbym nie zrobić? Skoro i tak gotuję dla siebie, to jaki problem przygotować coś także dla ciebie? - Wzruszyłem ramionami. Dla mnie to było całkiem naturalne, choć najwyraźniej dla niego już nie.
Cóż, i tym się właśnie różnimy. Biedni często są bardziej skłonni pomagać i działać bezinteresownie, bo sami wiedzą, jak to jest nic nie mieć. Bogaci natomiast wszędzie doszukują się korzyści i nie potrafią zrobić niczego bez oczekiwania czegoś w zamian.
Patrzyłem, jak Daisuke ostrożnie bierze widelec i nabiera pierwszy kęs makaronu. Przez chwilę miałem wrażenie, że to nie jedzenie najbardziej go zaskakuje, tylko sam gest. Prosty, zwyczajny, a jednak dla niego być może obcy.
Może właśnie w tym tkwiło sedno całej tej sytuacji, że czasem najprostsze rzeczy znaczą więcej niż cokolwiek innego.
Widziałem, jak uważnie przyglądał się przygotowanemu posiłkowi. Przez dłuższą chwilę nawet go nie dotykał, jakbyś rozważał, czy w ogóle warto ryzykować. W tej chwili wyglądał trochę tak, jakby się bał, może nie samego jedzenia, tylko intencji, jakie za nim stoją.
Czyżby naprawdę pomyślał, że chciałbym go otruć? Dlaczego miałbym to zrobić? Nie jestem mordercą. Już nie. Chcę po prostu być miły. To przecież nic złego.
– Spokojnie, nie otruję cię. Jeszcze nie zaszedłeś mi aż tak za skórę - Rzuciłem żartobliwie, żeby rozładować napięcie.
Sięgnąłem po widelec i demonstracyjnie nabrałem porcję makaronu, po czym włożyłem ją sobie do ust.
Chciałem tym zachowaniem pokazać mu, że naprawdę nic tu nie ma, żadnych trucizn ani podstępów. Tylko proste jedzenie i może odrobina dobrej woli.
Mój towarzysz, widząc, że sam spokojnie zacząłem jeść, w końcu wyzbył się niepewności. Ostrożnie chwycił widelec i zabrał się za swój posiłek. Miałem nadzieję, że mu posmakuje, w końcu poświęciłem na to trochę czasu, nie tylko dla siebie, ale i dla niego.
Przez moment obserwowałem, jak nabiera pierwszy kęs i ostrożnie go próbuje, jakby wciąż spodziewał się jakiejś pułapki.
- I jak? Może być? - Zapytałem, gdy wreszcie przełknął makaron.
<Paniczu? C:>