To faktycznie była rzadkość. Podobnie jak rzadkością było to, że bójkę odpowiedzialnych jest dwóch współlokatorów. Może stwierdzili, że zobaczą, co się dzieje i czy niczego nie kombinujemy, zwłaszcza, że jeszcze trwają zajęcia. W sumie, nawet dobrze, że możemy sobie siedzieć tutaj. Tak naprawdę nie chciałoby mi się tam siedzieć jeszcze godzinę, zwłaszcza bez jedzenia, bo przecież nic bym nie zjadł. Może co najwyżej skądś kawę bym dorwał, i tak na tym bym sobie żył.
- To może nawet dobrze, że jeszcze się nigdzie nie wybierałeś – powiedziałem spokojnie, wracając do czytania książki.
- Będę mógł to zrobić bezpiecznie teraz – stwierdził, na co pokręciłem z niedowierzaniem głową, ale nic nie powiedziałem. Gdyby pogoda była ładna, to nawet bym zrozumiał jego chęć wyjścia. A tak? Siąpi, jest brzydko, szaro, i ponuro. Do takiej pogody albo idealnie się czyta, albo śpi. A jako, że już spałem, no to teraz czekało mnie czytanie.
Nasze drzwi otworzyły się nagle, gwałtownie, czego się nie spodziewałem. Zawsze najpierw pukają, a po chwili wchodzą, a teraz? Zaskoczony podniosłem głowę, dostrzegając od razu zdenerwowanie i przerażenie na twarzach opiekunów. No i jeszcze, że dwóch do nas przyszło...? Coś jest na rzeczy. Coś złego.
- Kato, chodź tutaj – rzucił ten sam opiekun, który nas tutaj wysłał. Mężczyzna użył tonu głosu nieznoszącego sprzeciwu. Mój współlokator rzucił mi niepewne spojrzenie, ale posłusznie podniósł się z łóżka i ruszył za nim na korytarz.
- Co się stało? - zapytałem kobiety, która tu ze mną została, kiedy tylko drzwi się za nimi zamknęły. Tę panią akurat znałem, była jedną z niewielu opiekunów, który to się starał być w jakikolwiek sposób sprawiedliwy. I chyba wolałbym być przesłuchiwany przez tamtego, mnie niewiele jest w stanie wyprowadzić z równowagi, a Haru... cóż, on potrzebował kogoś, kto jest bardziej wyrozumiały.
- Byłeś tutaj przez cały czas? - zapytała, kompletnie ignorując moje pytanie. A ja bardzo nie lubiłem, kiedy byłem ignorowany.
- Tak. Podobnie jak Haru. Najpierw ugotował obiad, a później posprzątaliśmy. Co się stało? - powtórzyłem dobitniej, nieco się denerwując, zwłaszcza, że z korytarza dochodziły podniesione głosy.
- Słuchaj, to bardzo ważne, abyś nie kłamał, ani go nie krył... jedna z wychowanek nie żyje. Została zamordowana i podejrzewamy, że jest odpowiedzialny za to ktoś przebywający w akademiku. Dlatego bardzo proszę, byście do końca dnia nie opuszczali pokoju. Za jakiś czas jeszcze raz zostaniecie przesłuchani przez odpowiednich ludzi. Dlatego jeżeli teraz skłamałeś...
- Ja i Haru byliśmy tutaj od czasu długiej przerwy – powiedziałem dobitniej i w tym samym momencie do środka wrócił mocno poddenerwowany Haru, i równie wkurzony opiekun. Coś mi się wydaje, że znaleźli winnego, a przynajmniej tak myślą. Tylko, czemu akurat Haru? Co ich na niego naprowadziło?
- Skończyłaś z tym drugim? Świetnie, chodź dalej – rzucił facet i już po chwili zostaliśmy sami. Rozmowa ta ewidentnie wyprowadziła Haru z równowagi; robił kółka po pokoju i mamrotał coś pod nosem, a jego energię mogłem wyczuć nawet przez rękawiczki.
- Nie denerwuj się tak. Nic nie zrobiłeś – powiedziałem spokojnie, ale to nie poprawiło jego samopoczucia.
- Żebyś ty słyszał, co on mi mówił. W ogóle mnie nie słuchał, sam sobie wszystko dopowiedział i chciał, żebym się przyznał... - z jego gardła wyrwało się coś na wzór wilczego warkotu, i oczy też jakieś takie mało ludzkie się stały. Obawiając się, że zaraz może stracić resztki samokontroli, ściągnąłem rękawiczki ze swoich dłoni i podszedłem do niego. Położyłem swoją dłoń na jego ramieniu i uspokoiłem jego zszargane nerwy, co nie było takie łatwe.
- Zatem przedstawimy im czarno na białym, że to nie ty. Mamy trochę czasu, nim oddział z Rady tutaj przyjedzie, wtedy lepiej faktycznie się nie kręcić. Musimy znaleźć ciało. Jeżeli to morderstwo zdarzyło się niedawno, być może będę w stanie coś ustalić – zaproponowałem czując, że powinienem mu pomóc. Skoro on stanął w mojej obronie podczas bójki, to ja teraz muszę udowodnić, że jest niewinny. Dzięki swoim umiejętnościom być może będę w stanie zobaczyć ostatnie chwile ofiary; nekromancja nigdy nie jest przyjemna, a w moim przypadku nawet nie jest pewna, ale spróbować nie zaszkodzi.
<Piesku? c:>