Od Mikleo CD Soreya

niedziela, 29 czerwca 2025

|
Z tym akurat nigdy nie miałem problemu. Las dawał nam mnóstwo owoców, a jeziora i rzeki pełne były ryb, które mogliśmy złowić i zjeść. To było idealne rozwiązanie dla takich jak my, istot które idą własną drogą.
- Poradzimy sobie, nie martw się. Dobry kucharz potrafi zrobić coś nawet z niczego - Powiedziałem z uśmiechem, siadając obok, żeby zjeść swoją porcję.
- Dobrze powiedziane: dobry kucharz. Tylko że ja niestety dobrym kucharzem nie jestem - Odparł cicho, chyba trochę niepewny. A przecież to wcale nie było takie trudne. Musiał tylko trochę poćwiczyć. Na szczęście miał mnie przy sobie. Ja całkiem nieźle radziłem sobie z gotowaniem. Może nie było to jedzenie najwyższej klasy, bo nie potrzebowałem wiele ale jeśli już coś robiłem, starałem się, żeby było naprawdę dobre.
- Wspólnie damy radę. - Poklepałem go lekko po ramieniu i zacząłem jeść. Może to nie było nic wyjątkowego, ale wystarczyło, żebyśmy się najedli przed podróżą.
Podczas posiłku rozmawialiśmy o naszej wędrówce. Przeglądaliśmy mapę, żeby wybrać jedną trasę. Oczywiście podejrzewałem, że w czasie podróży wiele jeszcze może się zmienić. Ale w tej chwili mieliśmy jeden konkretny plan, iść tak, jak prowadzi nas mapa. A później... później już się zobaczy.
Sorey zabrał puste talerze po skończonym jedzeniu. Postanowił, że przed wyjściem je umyje. No tak, musieliśmy zostawić po sobie porządek, skoro nie zamierzaliśmy tu wracać.
- Gotowy? - Usłyszałem jego głos, gdy zerknąłem na przyjaciela, który pakował ostatnie rzeczy do torby.
- Chyba tak - Odpowiedziałem, choć w tej chwili, kiedy pomyślałem o naszym odejściu, poczułem, że zaczynam się denerwować. Może wcale nie powinienem zostawiać dziadka? Szczerze mówiąc, zastanawiałem się, czy naprawdę jestem gotów stąd odejść. Dziadek zawsze powtarzał, że nie poradzę sobie sam. A więc teraz... nie byłem pewien, czy dam radę. Na szczęście miałem obok siebie przyjaciela, który zawsze mnie wspierał nawet wtedy, gdy nadchodziły trudniejsze dni.
Mój przyjaciel zauważył niepewność, która musiała malować mi się na twarzy. Szybko podszedł bliżej.
- Hej, tylko proszę, teraz się nie poddawaj. Obiecuję ci, że wszystko będzie dobrze. Musisz mi zaufać - Powiedział spokojnym głosem. Jego słowa były mi potrzebne, żeby choć trochę podnieść się na duchu. Właśnie tego najbardziej teraz potrzebowałem.
- Masz rację. Wszystko będzie dobrze - Odparłem i spróbowałem uśmiechnąć się do niego najszczerzej, jak tylko potrafiłem. - Chodźmy lepiej, zanim ktoś nas zauważy. Nie chcemy przecież dać się złapać - Dodałem, biorąc swoje rzeczy i zbierając się do drogi.
Mój towarzysz kiwnął głową, chwytając mnie za dłoń i uśmiechając się do mnie łagodnie.
- Chodźmy - Powiedział, po czym pociągnął mnie za sobą w stronę wyjścia z akademii. W tej kwestii akurat mu ufałem. Wierzyłem, że znajdzie najbezpieczniejszą drogę ucieczki. W końcu powinien znać ten budynek jak własną kieszeń. Chociaż z drugiej strony… wcale bym się nie zdziwił, gdyby i tu potrafił się zgubić.
Na szczęście tym razem bez problemu wyprowadził nas na zewnątrz, omijając opiekunów, którzy spokojnie sprawdzali pokoje.
- No to gdzie teraz? - Zapytał, jak zwykle zrzucając wszystko na mnie. Dobrze wiedział, że mam zdecydowanie lepszą orientację w terenie. No dobrze… zaraz zerknę na mapę i wszystko mu powiem.
- Musimy iść tą drogą, cały czas prosto, aż dotrzemy do rzeki. Tam, po przedostaniu się na drugą stronę, pójdziemy tą ścieżką - Wyjaśniłem, pokazując mu palcem trasę na mapie. - Myślę jednak, że kiedy już tam dotrzemy, będziemy mieli dość na dzisiaj i właśnie nad rzeką rozbijemy obóz - Stwierdziłem, podając mu mapę.

<Sorey? C:> 

Etykiety

Archiwum