Od Soreya CD Mikleo

poniedziałek, 30 czerwca 2025

|
 Na jego słowa pokiwałem delikatnie głową. To nawet dobrze, że zatrzymamy się przy rzece, Mikleo będzie mógł nadrobić ten brak kontaktu z wodą, który zafundował mu dziadek. No i też fajnie będzie się umyć, domyślałem się, nie codziennie będziemy mieć taką możliwość, dlatego im bliżej wody będziemy, tym lepiej dla naszej dwójki. 
- Zatem, do rzeki. To w którą? - zapytałem, już teraz się gubiąc, a przecież nigdzie bardzo daleko nie zaszliśmy; kilkaset metrów od nas znajdował się ośrodek. 
- Tędy, Sorey, tędy. Na zachód idziemy – odpowiedział mi, chwytając mój nadgarstek i nakierowując mnie w odpowiednim kierunku. 
- Tak, zachód. A skąd wiesz, że tam jest zachód? - zapytałem, chcąc dowiedzieć się czegoś przydatnego. Kto wie, może Mikleo wbije mi do głowy to, co wielu nauczycieli próbowało...? Chociaż, za bardzo nie mieliśmy lekcji przetrwania, czy czegoś takiego. To miało przyjść później, jeżeli będziemy chcieli przejść do świata ludzi. A jeżeli nie, to trzeba było sobie radzić samemu. 
- Słońce niedawno wstało, prawda? Czyli wschodzi, o tam. I tam też jest wschód. Zachód jest naprzeciwko wschodu – wyjaśnił mi, a ja pokiwałem mądrze głową. Jak się wie, która mniej więcej jest godzina, no to faktycznie wtedy jest prosto. No i jak jest się mądrym. A Miki jest mądry, i cieszę się, że tu ze mną jest. Ja bym się zgubił, nawet z mapą. Jestem naprawdę niezwykłym przypadkiem, to mi trzeba przyznać. 
Niezwykle głupim. 
- Jak już dotrzemy nad jezioro, poćwiczymy trochę. Obiecałem cię nauczyć przywoływać twoje skrzydła – dodał, na co się delikatnie skrzywiłem. Trochę się obawiałem, że szybko moim brakiem skrzydeł podetnę te skrzydła jemu. Nie wątpiłem, że jest wspaniałym nauczyciel, ale ja jestem strasznie topornym uczniem, który to jest wyzwaniem dla niego i jego anielskiej cierpliwości. 
- Po tygodniu będziesz miał mnie dosyć. Albo nawet szybciej – ostrzegłem go, nie chcąc go rozczarować bardziej, niż rozczaruję już za niedługo. 
- Daj mi spróbować. Zresztą, takie poddanie się jest do ciebie strasznie niepodobne. Co takiego się stało, że tak w siebie nie wierzysz pod tym względem? - zapytał, przyglądając mi się z uwagą. 
- Bo dawno powinienem to potrafić. I to tak bardzo dawno. Nie powinienem tego być uczony, to miało się wydarzyć samo z siebie. I co? Może... może ja wcale nie jestem aniołem – rzuciłem zmartwiony. Kilka razy mi się to przewinęło przez myśl. W końcu, moje moce nie pokrywają się ze standardowymi mocami aniołów. 
- Wiesz, że nie każdy anioł jaki taki sam? Podobnie jak z serafinami. Jeszcze po prostu nie odkryłeś swojej domeny. A jak już ją odkryjesz, to zobaczysz, jak silny jesteś – pocieszył mnie, ale tak trochę mu nie wierzyłem. Nawet trochę bardzo. 
- Każdy anioł, którego poznałem, już do tego wieku poznał swoją domenę. To tylko ja jestem taki zacofany... no w sumie, to ma sens – dodałem, szczerząc się do niego głupio. Mikleo nie podobały się jednak żarty ze mnie samego. - To się nazywa równowaga. Są takie mądre, wspaniałe istoty, jak ty, i to jest błogosławieństwo tego świata, no i jestem jaki ja. Tak już musi być – dodałem, wzruszając ramionami. 

<Owieczko? c:>

Etykiety

Archiwum