Od Mikleo CD Soreya

sobota, 28 czerwca 2025

|
Od razu, gdy tylko to powiedział, wszystko jakoś tak połączyło mi się w jedną całość. A więc dlatego jego kolega pytał, czy jesteśmy razem. A ja naiwnie myślałem, że to tylko dlatego, że mój przyjaciel bywa czasem zbyt opiekuńczy… A tu proszę, okazuje się, że po prostu lubi mężczyzn.
Oczywiście w najmniejszym stopniu mi to nie przeszkadzało. Był moim przyjacielem i akceptowałem go w pełni bez względu na to, z kim zdecyduje się być.
- Sorey… - Zacząłem spokojnie, patrząc mu w oczy. - Myślę, że to wcale nie powinno mnie interesować, z kim sypiasz i jaka płeć ci odpowiada. - Odchrząknąłem cicho, żeby miał pewność, że mówię to całkiem serio. - Jako twój przyjaciel będę akceptować każdy twój wybór. Naprawdę nie musisz się martwić - Zapewniłem go szczerze - Nigdy cię nie odrzucę tylko dlatego, że jesteś w takiej orientacji, której większość ludzi nie akceptuje.
Dobrze wiedziałem, jak niektórzy potrafią patrzeć na biseksualistów albo homoseksualistów. Widziałem tę pogardę i niezrozumienie.
Sam… tak naprawdę nigdy do końca nie wiedziałem, co dokładnie czuję i czego potrzebuję. Nikt nigdy nie okazał mi prawdziwej miłości, żebym mógł jej w cudzysłowiu dotknąć i ją poznać. Znałem tylko przyjacielską bliskość. Taką, która w przenośni pozwalała mi rozłożyć skrzydła i przez chwilę poczuć się kimś więcej niż tylko sobą.
Wiem jednak, że przy nim jestem innym człowiekiem, szczęśliwszym, spokojniejszym, bardziej prawdziwym. I za to byłem mu wdzięczny, za tę przyjaźń i za swojego rodzaju braterską miłość, którą mnie obdarzał.
Sorey przez moment milczał. Patrzył na mnie tak, jakby nie wierzył, że usłyszał coś tak prostego i ważnego jednocześnie. A potem jego usta rozciągnęły się w delikatnym, prawdziwym uśmiechu.
- Dziękuję… - Wyszeptał w końcu. A jego głos zadrżał lekko. - Nawet nie wiesz, jak wiele to dla mnie znaczy.
Zanim zdążyłem odpowiedzieć, objął mnie mocno i przytulił, jakby chciał w ten sposób przekazać wszystko, czego nie potrafił ubrać w słowa. - Cieszę się, że cię mam - Dodał cicho, wciąż trzymając mnie w ramionach.
I w tej jednej chwili poczułem, że choćby cały świat odwrócił się od nas plecami, my i tak damy sobie radę.
Pozwoliłem mu tak trwać jeszcze przez chwilę. W końcu delikatnie się odsunąłem, chcąc wreszcie napić się swojego ciepłego napoju.
- No już, spokojnie - Powiedziałem łagodnie. - Wszystko jest dobrze. Jako twój przyjaciel zaakceptuję wszystko… ale nie obiecuję, że będę go lubił..
Na twarzy Soreya od razu pojawiło się rozbawienie, którego nie próbował nawet ukrywać.
Ta moja odpowiedź chyba wyjątkowo mu się spodobała albo po prostu coś w niej go rozbawiło. No cóż, mówiłem całkiem poważnie: może być z kim chce, ale niech nie zmusza mnie do przyjaźnienia się z kimkolwiek innym, oprócz niego.
- Myślę, że i z tym sobie jakoś poradzimy - Stwierdził z tym swoim spokojnym, przekonanym tonem. - A kto wie… może z czasem polubisz moją drugą połówkę. - Westchnąłem cicho, kręcąc głową z lekkim prawie że nie zauważalnym uśmiechem.
- No tak… - Mruknąłem pod nosem. - Mimo wszystko będziesz próbował, prawda? - Zapytałem, znając go na tyle dobrze aby wiedzieć że tak właśnie będzie 
- Oczywiście - Odpowiedział bez chwili zawahania, jakbym właśnie powiedział coś zupełnie oczywistego.
I w sumie… właśnie za to go lubiłem najbardziej. Za szczerość i otwartość, za dobroć i poczucie bezpieczeństwa za które zawsze będę mu wdzięczny.

<Przyjacielu? C:> 

Etykiety

Archiwum