Skąd mu się to wzięło? Ostatnio miałem kontakt z naprawdę miłym, uroczym chłopakiem. A ten tutaj osobnik nie był uroczy. Ani miły. Co prawda, nie zamieniłem z nim słowa, ale tak czułem, że do najmilszych nie należy. Bardziej dawał mi energię cwaniaka. I kogoś, kto lubi wykorzystywać ludzi. Jak na co dzień nie jestem uprzedzony do nikogo, każdemu daję szansę się wykazać, by móc się z nimi zapoznać, ale on? On jakoś... Sam nie wiem. Nie podobał mi się. Nie i koniec. Nie potrafiłem tego wytłumaczyć, i nie wiemy czy chcę tłumaczyć. Wszystko, co muszę zrobić, to trzymać go z dala od Mikleo.
– Ostatnio to spotkałem się z kimś o zupełnie innej energii, i wyglądzie, takiego skromnego i miłego młodzieńca, nie jakiegoś byczka... A poza tym, to się wydarzyło dawno – dodałem, dalej oburzony faktem, że Mikleo przeszło do głowy to, że mógłbym się zainteresować kimś takim. Zresztą, teraz to ja mam chyba kogoś innego w głowie. Szkoda tylko, że ten ktoś nie ma w głowie mnie. Wtedy to wszystko byłoby łatwiejsze.
– Jakieś trzy tygodnie temu. To nie aż tak dawno – stwierdził, wzruszając ramionami. Trzy tygodnie... To kupa czasu. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłem w związku, który aż tyle trwał. A chciałbym. Zawsze brakowało mi kogoś, na kim mógłbym polegać, i z kim mógłbym być blisko. No, był Miki, ale to nie to samo. Nie mógł mi zapewnić tej bliskości, której tak potrzebowałem... Nie, jako przyjaciel. Ale jako chłopak...? Byłby idealny.
– Dawno, niedawno, to nie ma znaczenia. I tak nie jest w moim typie – burknąłem, przyciągając go jeszcze bliżej siebie. Czułem, że potrzebowałem go w tej chwili mieć blisko siebie. To na pewno wystarczy, by zniechęcić mojego potencjalnego rywala.
– To masz jakiś typ? – podpytał, jakby myślał, że ja nie mam typu, poza tym, że musi być mężczyzną. Oczywiście, że mam typ. Każdy ma typ. Dla jednej osoby ważniejszy będzie kolor włosów, dla innych może nawet rasa. A ja... w sumie, to sam nie wiem. Ale na pewno nie ten typ. A na pewno Miki.
– Oczywiście, że mam. Bardzo konkretny – burknąłem, czując, jak moje policzki delikatnie płoną. – Chodźmy szybciej, nie podoba mi się to jego spojrzenie – dodałem, chcąc już minąć jegomościa.
– Cóż... skoro tak twierdzisz – wzruszył lekko ramionami, skręcając w jedną z alejek. – Może pójdziemy tutaj do parku? – zaproponował, a ja nie miałem z tym problemu. Może będzie mniej ludzi? Albo tych takich dziwnych ludzi, bo cała reszta może sobie chodzić, i żyć, oni mi nie przeszkadzali. Tylko ten typ z różą. I tamten gap. Jak dobrze, że do Mikleo nie podszedł, bo nie wiem, co bym mu zrobił.
– Możemy, czemu nie – odpowiedziałem, uśmiechając się łagodnie, w końcu się odstresowując. Tu nikogo nie było, więc mogłem w końcu trochę zluzować.
<Owieczko? c:>