Patrzyłem na niego uważnie, dostrzegając, że w rzeczywistości powoli odpływał w stronę snu. Jego powieki stawały się coraz cięższe, oddech się uspokajał, a w rysach twarzy pojawiał się ten charakterystyczny spokój, który można dostrzec tylko u osób już stojących na granicy jawy i snu. Był zmęczony, wyraźnie potrzebował odpoczynku. W tej sytuacji nie odezwałem się ani słowem, pozwoliłem mu odpłynąć w ciszy, bez przerywania tej chwili. Im szybciej zasnął, tym prędzej uwolniłby się od zmęczenia i gorączki.
Postanowiłem, że dam mu spać tyle, ile jego organizm uzna za konieczne. A ja? W tym czasie mogłem zająć się czymś spokojnym, trochę posprzątać, coś pooglądać, może nawet wyjść na krótki spacer. Wprawdzie byłem już dziś na jednym, ale przecież nic nie stało na przeszkodzie, by przejść się jeszcze raz.. Wszystko zależało od tego, jak potoczy się wieczór. Na razie jednak priorytetem było zachowanie ciszy i spokoju, aby mój towarzysz nie obudził się i nie zaczął mi zadawać kolejnych, zupełnie zbędnych pytań...
Mój śliczny panicz w końcu zasnął. Chociaż… czy tak naprawdę mogłem powiedzieć „mój”? W żadnym wypadku. Nigdy nie zapytałem go, czy chciałby być mój, a nawet gdybym zapytał, czy zgodziłby się? Chyba trochę za dużo sobie wyobrażałem. Z wiekiem powinienem być coraz mądrzejszy, a jednak mam wrażenie, że staję się coraz bardziej naiwny.
Cicho wstałem z łóżka, uważając, by żadnym ruchem nie obudzić śpiącego. Na szczęście mi się udało, Daisuke spał jak kamień. Pewnie zmęczenie, połączone z powracającą gorączką, w końcu go pokonało. Ja w tym czasie zająłem się kilkoma drobiazgami: trochę posprzątałem, poukładałem rzeczy, a nawet zrobiłem sobie coś do jedzenia, nie mogłem ignorować tego uporczywego, nieprzyjemnego ssania w żołądku.
Z nudów sięgnąłem po książkę. To dla mnie dość nietypowe, bo rzadko czytam nie dlatego, że nie lubię, ale dlatego, że zwykle wolę spędzać czas na dworze. Tam czuję się najlepiej, tam mam poczucie swobody. Tym razem jednak wolałem zostać w środku, obok Daisuke. Nigdy nie wiadomo, jak organizm może zareagować na chorobę. Lepiej być obok, na wszelki wypadek. Przezorny zawsze ubezpieczony… a ja nie chciałem, by coś mu się stało, gdy śpi pod moją opieką.
Daisuke obudził się późnym wieczorem, a jego ruch od razu przyciągnął moją uwagę.
- Jak się czujesz? - Zapytałem natychmiast, gdy tylko napotkałem jego piękne, choć wyraźnie zmęczone oczy.
- Jakby mnie coś zjadło, wypluło, jeszcze raz przeżuło… albo potrąciło - Mruknął, powoli podnosząc się do siadu. Jedną dłoń położył na czole, jakby chciał sprawdzić temperaturę albo uciszyć pulsujący ból.
Wyglądało na to, że bolała go głowa, a może po prostu czuł się ogólnie fatalnie. Nic dziwnego, w końcu był przeziębiony.
- Potrzebujesz gorącej herbaty? Może rozgrzania… i ziół. Zdecydowanie potrzebujesz ziół - Powiedziałem odruchowo, niemal automatycznie chcąc działać. Miałem wrażenie, że wiem, co robię, choć nie miałem stuprocentowej pewności.
- Herbaty nie chcę… ale zioła faktycznie bym wypił - Odparł cicho, z wyraźnym zmęczeniem w głosie.
- Oczywiście. Leż. Nie ruszaj się, ja zaraz wszystko przyniosę - Zapewniłem, energicznie podnosząc się z łóżka. Szybkim krokiem poszedłem do kuchni, gdzie od razu zabrałem się za przygotowanie mieszanki ziół, której tak bardzo potrzebował.
Paniczu? C:>