Czułem, jak jakiś wielki ciężar ze mnie spada, czując w końcu ulgę. Bałem się kilku rzeczy związanych z tym prezentem. Że mu się nie spodoba. Że będzie za mała. Że mnie wyśmieje. Że nie będzie zadowolony. Ale... ale był zadowolony. Tak mi się wydawało. Nie był za bardzo ekspresyjny, lekko się uśmiechnął, no ale jak na niego to był jak szeroki uśmiech. Miałem jednak wielką nadzieję, że w końcu, kiedyś, zobaczę, jak się szeroko uśmiecha, i głośno śmieje. Czy on kiedykolwiek się głośno śmiał? Jak tak teraz o tym myślę, to nie przypominam sobie niczego takiego. Cichy chichot to chyba najwięcej, co mogę u niego wywołać. Na razie. Ale ja jestem ambitny, chcę, by czuł się przy mnie swobodnie. No i nie wstydził się emocji. Co w tym jest takiego złego, by się cieszyć, albo smucić, albo śmiać, albo... wszystko. Emocje są przecież piękne. Problem pojawia się wtedy, kiedy w ważnych chwilach nie potrafi się nad nimi zapanować. Ale między nami nie ma ważnych chwil. Znaczy, może są ważne, ale może przy mnie robić, co chce, i czuć się, jak chce.
- Chciałem ci w ogóle dać zupełnie inny kamień, chciałem, żeby był ametyst, świetnie by pasował do twoich oczu, ale... on był trochę drogi. I stać mnie było tylko na to. I chyba mogłem trochę poczekać, aż więcej zarobię, ametyst byłby dla ciebie idealny – dodałem, nagle się zasmucając. Za bardzo się pospieszyłem, i co z tego wyszło? Nic dobrego. Za bardzo narwany jestem, i mało cierpliwy, i Miki na tym cierpi...
- Akwamaryn też jest ładny. Pasuje mi do włosów. I żywiołu – uniósł głowę, by przenieść na mnie swoje spojrzenie. W jego oczach widać było zdecydowanie więcej, niż w uśmiechu. Gdyby tylko cała jego twarz była taka zachwycona... cudownie by wyglądał z szerokim uśmiechem na ustach, rumieńcami na policzkach i tymi ognikami w oczach. Wystarczy, że by sobie pozwolił...
- Tak, też o tym pomyślałem, dlatego z dwojga złego padło właśnie na niego – uśmiechnąłem się niepewnie. - Ale ten ametyst też może mi się uda gdzieś przemycić. Jak będę miał wystarczającą ilość pieniędzy. Bo mam pomysł, wspaniały pomysł, cudnie by to na tobie wyglądało, ale... nie mam za bardzo możliwości finansowych, by to zrealizować – westchnąłem cicho, spuszczając wzrok. Naprawdę miałem wiele pomysłów, i gdyby tylko ktoś mi pokazał jakieś podstawy kowalstwa, złotnika, zmobilizowałbym się, i to zrobił. A tak? Raczej nigdy nie będę miał okazji, by się tego nauczyć, tak więc pozostało mi tylko zarobienie pieniędzy i zlecenie komuś doświadczonemu zrealizowanie mojego projektu. Idealnego projektu. Dopracuję go w najmniejszych szczegółach, by dla Mikiego był idealny.
- Nic nie musisz dla mnie kupować. To... to mi w zupełności wystarcza – zapewnił mnie, powodując u mnie małe zwarcie w mózgu.
- Ale... to nie ty mówiłeś, że mam się starać? - zapytałem, delikatnie przekrzywiając głowę. Takie drobne prezenty to w końcu staranie się. Chyba. Tak mi się wydaje. Ciężko mi stwierdzić, bo o chłopaka to się nigdy nie starałem, zazwyczaj to wychodziło jakoś samo z siebie... ale gdybym wiedział, że aż tak się ucieszy, to już dawno bym mu jakiś prezent sprawił, tak po prostu, by był uśmiechnięty. I szczęśliwy. Bo tego właśnie dla niego chcę.
<Owieczko? c:>