Od Soreya CD Mikleo

poniedziałek, 4 sierpnia 2025

|
 Nic nie odpowiadałem, dając mu słuchać tej melodii, która to dla mnie była niewychwycalna. Skoro mu się podobała, i dla niego istniała, to niech słucha. Ja tam wszystko, co słyszałem, to uderzający o parapet deszcz. I o dach. I to wszystko. Nie wywoływało to we mnie żadnych emocji. No, może jedną — cieszyłem się, że byłem w budynku, czystym i suchym, a nie w namiocie. Coś czułem, że takiej ulewy, i wiatru, to nasz stary namiocik by nie przetrwał. 
Po pewnym czasie poczułem, jak Miki zasypia. Mogłem to wyczuć w ciszy, w jego spokojnym oddechu, oraz bezwiednie opadającej głowie. No tak, coś tam wspominał, że to dla niego kołysanka, chociaż ja tam nie czułem nic takiego. Ostrożnie go więc położyłem na czymś wygodniejszym niż moje ramię, trochę tak przykryłem cienkim kocem, bo tak przecież wygodniej się śpi, i pozwoliłem mu odpoczywać. Nie czułem zmęczenia, dlatego zapaliłem malutką świeczkę i usiadłem w kącie pokoju, z dala od łóżka, by mu nie przeszkadzać w drzemce. Ja tam się dzisiaj wyspałem, a teraz...
Teraz mogę się zająć jego prezentem. 
Cichutko wyjąłem z plecaka rzemyki, już tak w jednej czwartej zaplecione, oraz mały akwamaryn. Jak już trochę złapię wprawę, to kto wie, może niedługo bym skończył? Chciałbym skończyć jak najszybciej. I podarować go Mikiemu. Jestem ciekawy, czy by mu się spodobało. I czy by nosił. W sumie, powinienem się wcześniej zorientować — przecież jedyną rzeczą, którą nosił, to ten diadem od jego mamy. Nic więcej nie miał. Może.... Może jednak powinienem się był spytać? No, teraz już za późno. Muszę zrobić, i później się okaże, czy mu się spodoba, czy nie. Gorzej, jak mu się nie spodoba, a będzie uparcie twierdził, że jest ładna, żeby mi przykrości nie robić. To byłoby chyba jeszcze gorsze. 
Nie miałem dokładnych rozmiarów jego nadgarstka. Miałem tylko swoją pamięć. Tyle razy go łapałem za nadgarstek, że tak intuicyjnie pamiętałem, jak szeroki on był. A może raczej, jak wąski. Nie byłem ani wysoki, ani jakoś bardzo masywny, a jednak Miki był przy mnie taki... mały. Drobniutki. Mimo, że to on był starszy i to o aż dwa lata, zwykle to nas zrównywali do jednego wieku, albo mnie brali za starszego, co było dziwne. Miki wyglądał bardziej dorośle, niż ja. A już na pewno wyglądał, jakby wiedział, co robi. Ja nigdy nie ukrywałem tego, że nie wiem, co się wokół mnie dzieje. Jak ludzie mogą twierdzić, że jesteśmy w tym samym wieku? 
Całkowicie skupiłem się na mojej bransoletce, zapominając o wszystkim innym. Chciałem, by mój prezent był idealny; równo zapleciony, o idealnym rozmiarze dla niego. Tak się wkręciłem, że kiedy usłyszałem jego ciche „co robisz?” blisko mnie, podskoczyłem spanikowany. 
– Znaczy się, ja nic takiego, ja po prostu.. czemu nie śpisz? – chwilowo zmieniłem temat, chowając skończoną już bransoletkę w swoich dłoniach. 
– Deszcz się skończył. Co tam robiłeś? – podpytał, zainteresowany wpatrując się w moje dłonie. Nie odpuszczał mi. Mój panie, i co ja miałem zrobić w tej chwili? Gdyby tylko był nieco głośniejszy, udałoby mi się to schować, a tak? 
– Prezent... dla ciebie. Chciałem go jeszcze jakoś zapakować, i dać ci w odpowiedniej chwili, ale... ale mnie zaskoczyłeś – wyjaśniłem cicho, otwierając dłoń z bransoletką oraz przyczepionym do niej małym kryształkiem akwamarynu czując jednocześnie, jak moje policzki płoną czerwienią. Zdecydowanie nie tak to miało wyglądać. W mojej głowie wyglądało to o wiele lepiej. 

<Owieczko? c:>

Etykiety

Archiwum