Od Daisuke CD Haru

poniedziałek, 4 sierpnia 2025

|
 Czułem się nieco lepiej. Świat nie był już taki zamazany, emocje też były wyraźniejsze, a nie takie ulotne i nijakie. Dalej czułem ból i mięśni, i gardła, ale nie miałem tych dreszczy. Sił dalej było mi brak, a chęci do czegokolwiek to można było u mnie szukać z lupą. Gdyby nie to, że musiałem, w ogóle bym nie wstawał. 
– Muszę zjeść ten rosół? – spytałem cicho, niechętnie, odwracając swój wzrok w jego stronę. Był tutaj ze mną przez cały ten czas? Chyba... chyba tak. Nie za bardzo pamiętałem, co się działo wcześniej. Trochę rozmawialiśmy, chyba. Ale o czym? Nie potrafiłem sobie przypomnieć. Od wczorajszego wieczora miałem jakieś takie luki w pamięci. I nie do końca byłem pewien, czy coś było prawdą, a może tylko snem. 
– Tak. Chociaż trochę. Poczujesz się lepiej – powiedział łagodnie, podnosząc się z łóżka. – Zaraz przyjdę. Leż grzecznie. 
– Nie mogę leżeć. Muszę do łazienki – mruknąłem, także powoli podnosząc się na równe nogi. 
– Pomóc ci? – spytał, a ja wyczułem tę dziwną, niewymuszoną, bezinteresowną troskę, podszytą zmartwieniem. Zupełnie inne uczucie, niż kiedy opiekowała się mną służba. 
– Dam radę zrobić kilka kroków. Jestem przeziębiony, nie umierający – odpowiedziałem, uparcie idąc w kierunku łazienki, kroczek po kroczku, podpierając się po drodze o wszystko, o co mogłem, bo w głowie mi się jednak kręciło. Byłem zdeterminowany, by zacząć działać o własnych siłach, zwłaszcza w tak prostych czynnościach. 
Kiedy wróciłem, Haru już czekał na mnie z rosołem. Zauważyłem jednak pewien problem; miska była tylko jedna. A on? Czy on cokolwiek jadł dzisiaj? Bo wczoraj to na pewno nie. 
– A gdzie twoja porcja? – spytałem, siadając wykończony na łóżku. 
– Ja... ja sobie zaraz nałożę. Pomóc ci zjeść? – podpytał, wymigując się od odpowiedzi. 
– Poradzę sobie, czuję się lepiej – odparłem, chwytając w dłonie miskę i biorąc pierwszy łyk do buzi. – Jak sobie nałożysz, skoro to bulion warzywny? Powinieneś zjeść mięso. I w ogóle więcej jeść. Nie trzeba być ekspertem, żeby stwierdzić, że ilość kalorii, którą dziennie spożywasz, jest niewystarczająca dla młodego, dorastającego wilkołaka. Trzy posiłki dziennie to dla ciebie minimum, a od wczoraj zjadłeś tylko jeden, i to jeszcze lekkie śniadanie. I co się tak uśmiechasz? – spytałem na koniec, marszcząc brwi, kiedy tylko dostrzegłem ten dziwny uśmieszek malujący się na jego twarzy. 
– Nic, nic. Jakie to miłe z twojej strony, że tak się o mnie martwisz – wyjaśnił, na co prychnąłem cicho. Martwiłem się? Sam nie byłem pewien. Po prostu... dobrze by było, gdyby jadł. Tak po prostu. Mnie pilnuje, a na siebie nie patrzy, tak nie powinno być. 
– Nie martwię się o ciebie. Martwię się o siebie. Nie chcę któregoś dnia skończyć jako twój posiłek – odgryzłem się, wszystko to mówiąc w sposób niepoważny. Nie czułem się przy nim w jakikolwiek sposób zagrożony. Wręcz przeciwnie. Nigdy nie czułem się bardziej swobodnie i bezpiecznie. 
– O to się martwić nie musisz, sama skóra i kości z ciebie – odbił piłeczkę, na co pokręciłem głową z udawaną dezaprobatą. 
– Bo patrzysz jedynie na ilość, a nie jakość. A to tutaj ciało – wskazałem ręką na swój tors. – Jest najwyższej jakości. Wiesz, jaką po mnie miałbyś lśniącą sierść? I zdrowe zęby? Drugiego tak wspaniałego nie znajdziesz – dodałem żartobliwie, mimo wszystko też czując lekkie oburzenie tym, jak mnie obraża. W końcu, nieważne, ile jesz, najważniejsze jest, co jesz. A ja byłem bardziej niż pewien, że bym mu zasmakował. Co jest trochę niepokojące, i nie powinienem tego mu mówić na głos. 

<Piesku? c:>

Etykiety

Archiwum