Wpatrywałem się w niego z szokiem i niemą wdzięcznością. Mój Miki... był naprawdę wspaniały. Kochany. Chyba nie spotkam już nikogo lepszego, niż on. I on będzie mi mówił, że nie chce, żebym odszedł? Przecież ja tylko go będę ciągnął w dół. Już nie mówiąc o tym, że nie będę w stanie go za bardzo obronić, choćbym bardzo chciał. Jak ja mu zapewnię bezpieczną przyszłość? On w ogóle o tym myśli?
- Naprawdę uważasz, że to dobry pomysł, byśmy się trzymali razem? Nie jestem dobrym nauczycielem, ani materiałem na partnera – powiedziałem niepewnie, bo to wszystko wyglądało dla mnie irracjonalnie. Miki nie dość, że w jakimś stopniu odwzajemnia moje uczucie, to jeszcze chce przy mnie być, pomimo tego, czym jestem. No połączenie niemożliwe po prostu. Jak ze snu.
- Słuchałeś, co ja przed chwilą powiedziałem? - spytał, unosząc jedną brew.
- No słuchałem, słuchałem, Ale to wszystko jest takie... dziwne. Niemożliwe. A jednak się wydarzyło. Ja... na pewno nie śnię? - spytałem cicho, nie ukrywając niedowierzania w swoim głosie.
- Nie śnisz. Jestem z tobą, i z tobą będę – obiecał, ściskając mocniej moje dłonie. - Po prostu... mnie nie zostawiaj. Nie odpychaj. Chcę ci pomóc, ale nie będę w stanie tego zrobić, jeżeli cały czas mnie odpychasz.
- Chciałbym. Ale boję się, że cię skrzywdzę – wyjaśniłem, spuszczając wzrok.
- Tkwimy w tym razem, wiesz? Jak zawsze – powiedział, uśmiechając się łagodnie.
Spojrzałem na jego twarz, tak szczerą, łagodną, pogodną i piękną. I wiedziałem, że nie mogę go zawieść. Muszę się starać, by zawsze był tak pogodny, jak teraz. To będzie ciężkie, ale dla niego, dla niego mogę się starać. A nawet muszę. Był najważniejszą osobą w moim życiu, i to się chyba nigdy nie zmieni.
- Mam nadzieję, że nie będziesz tego żałować, że ze mną zostałeś – powiedziałem zgodnie z prawdą, w końcu uśmiechając się do niego tak szczerze, jak to ja potrafiłem. A następnie chwyciłem jego dłoń i na jej wierzchu zostawiłem delikatny pocałunek. Ten drobny gest sprawił, że się delikatnie zarumienił. Ależ on był piękny. I tak cudownie z tym rumieńcem wyglądał. Mógłbym go schrupać, tak słodziutki był. Ale doskonale wiedziałem, że do takich rzeczy będzie chciał poczekać, i ja będę cierpliwie czekał na jego znak. Ale to... ale to kiedyś.
- Nigdy – przyznał, a to słowo zabrzmiało naprawdę silnie. Nie mam zatem wyjścia, po prostu muszę mu zaufać.
- Powinniśmy się więc teraz chyba umyć. I położyć spać, jutro czeka nas praca – odpowiedziałem, czując, że tak powinniśmy zrobić, chociaż nie chciałem za bardzo tego robić. Teraz, kiedy już wiedziałem, że coś do mnie czuje, chciałbym ten czas inaczej wykorzystać. A też wiedziałem, że jeżeli dobrze nie odpoczniemy, a już zwłaszcza ja, jutro będę miał problem. Powinienem znacznie więcej odpoczywać, i teraz przynajmniej wiedziałem, skąd mi się to bierze.
<Owieczko? C:>