Od Soreya CD Mikleo

wtorek, 19 sierpnia 2025

|
 Na jego słowa zamrugałem kilkukrotnie; bardzo, ale to bardzo powoli do mnie docierało. Jak to człowiekiem? To... w ogóle jest możliwe? Ja pochodzę stąd, stamtąd? Moi rodzice żyją, nie żyją? Jak człowiek znalazł się tu, lub anioł znalazł się tam? Jak ja trafiłem pod chwilową opiekę dziadka? Czemu nikt mi nie chciał nic powiedzieć? Nachyliłem się do Mikleo, by zobaczyć tę kartkę. Jakoś mu tak nie wierzyłem. Znaczy, to nie tak, że mu nie ufałem, po prostu brzmiało to tak... przedziwnie. Nierealnie. 
- Jeżeli to rodzicielka była człowiekiem, to poród ją wykończył, tak na dziewięćdziesiąt pięć procent – wyjaśnił alchemik, na chwilę zwracającym tym samym moją uwagę. - Też nie do końca wiem, jak wyglądają takie rzeczy u góry. Czy anioł poprzez związanie się z człowiekiem poniesie jakieś konsekwencje? Nie wiem. Nie wydaje mi się jednak, aby twoi rodzice dalej byli z nami. 
Jego ostatnie słowa trochę mnie zdenerwowały. Tego nie wie. Nie zna ich. Ja ich nie znam. Ale nie mogę trafić nadziei. Chociaż, na razie to wolałbym się dowiedzieć, dlaczego mnie porzucili, bez żadnego słowa. Tylko... tego się już raczej nie dowiem. To wiedział najpewniej dziadek, a jego już pewnie raczej nigdy nie zobaczę. 
- Dziękujemy – odpowiedział grzecznie Miki, po czym chwycił moją dłoń i wyprowadził mnie z budynku. Chyba wyczuł, że jestem zdenerwowany, i dlatego chciał mnie wyprowadzić. I dobrze, miałem dosyć przebywania tam. Duszno, i nieprzyjemnie, i ten mężczyzna.... też jego już miałem dosyć. Wszystko, co go obchodziło, to krew mojego przyjaciela. Tak czy siak Mikleo nie powinienem mu jej dawać. Te informacje... nie były tego warte. Nie tego flakonika, to zdecydowanie za dużo. 
- Tu masz wszystkie testy rozpisane, na co twoja krew reagowała, na co nie... Jak się czujesz z tą wiedzą? - spytał, podając mi kartę papieru. 
- Nie wiem. Zdecydowanie więcej pytań się pojawiło niż odpowiedzi. I lepiej... trzymać to dla siebie. Nie każdy tu lubi ludzi – mruknąłem, czując... sam nie wiem, co. Chyba dalej niedowierzanie. Może szok. No i niepewność. Jak Miki na mnie po tym spojrzy...? W końcu, skoro byłem w połowie człowiekiem, byłem gorszy od jakiejkolwiek innej rasy, albo mieszanki rasy. Słabszy. Bardziej kruchy, i podatny na... na wszystko, tak właściwie. To by tłumaczyło, dlaczego też nie mogę przywołać skrzydeł, ja ich po prostu nie posiadałem, a przynajmniej wszystko na to wskazywało. Zatem nigdy przeze mnie nie nadrobimy tej trasy, którą straciliśmy na mnie. Ta droga miała tylko jedną wadę, i to ja nią byłem. - Z moich.... z moich skrzydeł chyba nici. I ani szybko na miejsce nie dotrzemy... i ani nad ocean cię nie zabiorę - westchnąłem ciężko, czując się źle z faktem, że znów to wszystko moja wina. 

<Owieczko? C:>

Etykiety

Archiwum