Od Soreya CD Mikleo

czwartek, 14 sierpnia 2025

|
 Nie czułem się dobrze z faktem, że Miki oddawał swoją krew za... za właściwie, za co? Za to, bym się dowiedział, czym jestem? O ile się w ogóle dowiemy, bo przecież sam alchemik powiedział, że istnieje możliwość, że nie uda się dowiedzieć, jeżeli mam w sobie geny jakiejś takiej mało popularnej rasy. Pewnie nie ma takich próbek... a znając moje szczęście właśnie tak będzie, że mam w sobie jakiegoś... sam nie wiem, nie znam się. Ale moje szczęście właśnie tak wygląda. 
Niepewnie przeciąłem skórę na wewnętrznej części dłoni, i zacisnąłem ją w pięść pozwalając, by kilka kropel mojej beznadziejnej krwi wpadło do fiolki. Dalej czułem się z tym źle. Co nieco słyszałem o jej właściwościach i zdecydowanie nie jest warta tego wszystkiego. Ale on już się zaparł, widziałem to w jego postawie, w jego oczach... no i co ja wtedy miałem zrobić? Nie będziemy się przecież kłócić przed tym mężczyzną. 
- Świetnie. Zapraszam za dwa, trzy dni – odpowiedział, zabierając ode mnie moją próbkę. - Proszę, owiń tym ranę – podał mi czystą szmatkę, którą zaraz przyjąłem. Nie chciałem mu zabrudzić podłogi, ani nie chciałem, by Miki mi ją uleczył. On już wystarczająco dużo zrobił, nie musi robić nic więcej. 
- Dziękujemy – odpowiedział Miki, i po pożegnaniu się z alchemikiem, opuściliśmy budynek, co przyjąłem z cichą ulgą. Było tam za duszno, i ten zapach, też był taki dziwny, nieprzyjemny dla mnie. Dobrze, że w końcu wyszliśmy. 
- Niepotrzebnie na to przystawałeś. To nieopłacalne, wiesz? I niebezpieczne. Skąd wiesz, do czego będzie chciał ją wykorzystać? - odezwałem się, zawiązując prowizoryczny opatrunek wokół rany. 
- Dam mu jej trochę, więc do niczego niecnego. Mogę twoją dłoń? - spytał, patrząc ze zmartwieniem na moją dłoń. Było to kompletnie niepotrzebne. 
- Rana nie jest głęboka, zaraz przestanie krwawić, i zaraz nie będzie po niej śladu. A ty nie powinieneś na mnie marnować swojej mocy. Ani krwi. To... to było głupie. Nie powinieneś się zgadzać. Nawet nie sprawdziliśmy innych opcji – kontynuowałem, dalej dotknięty tym, co dla mnie zrobił. 
- Może... faktycznie się troszkę pospieszyliśmy. Ale też może to była najlepsza opcja. Za dwa dni się wszystkiego dowiemy – stwierdził, kompletnie się tym nie przejmując. A przecież ma znacznie większą świadomość odnośnie tego, co potrafi jego krew. Ja to pewnie nawet połowy jej właściwości nie znam. - Mam dobre przeczucia. Wierzę, że się dowiemy, i już będziemy o jedną tajemnicę do przodu. 
- Chciałbym podzielać twoją pewność siebie – westchnąłem, otwierając przed nim drzwi do karczmy. Już się ściemniało, zatem najwyższa pora zakończyć ten wieczór, umyć się i spać. I przygotować się do jutrzejszej pracy. 
- Podzielisz, kiedy otrzymamy wyniki – obiecał mi, przechodząc obok. 
 - Mam taką nadzieję... chcesz coś zjeść? - zapytałem, zerkając w stronę kuchni. Skoro już jesteśmy na dole, lepiej od razu wziąć do pokoju, by dwadzieścia razy nie latać z góry na dół. 
- Ja nie muszę jeść. Za to ty powinieneś zjeść kolację – zasugerował, na co pokręciłem głową. 
- Nie, zjadłem obiad i w zupełności mi to wystarczy – powiedziałem, ignorując lekkie ssanie w żołądku, ale takie do przeżycia. Do jutra rana, do śniadania, na pewno sobie radę dam. 

<Owieczko? C:>

Etykiety

Archiwum