No tak, miał rację. To ja mówiłem, że powinien się starać, ale przecież można to robić bez wydawania pieniędzy. Wystarczy zwykły gest, proste słowo, chwila uwagi. Jest mnóstwo sposobów, żeby pokazać zaangażowanie, nie sięgając do portfela.
- Sorey wydaje mi się że, wystarczy tylko pomyśleć. Odrobina kreatywności i dobrej woli potrafią zdziałać cuda - Wyjaśniłem spokojnie, uśmiechając się do niego łagodnie.
- Czyli każesz mi myśleć? - Westchnął ciężko, drapiąc się po głowie z wyraźnym zrezygnowaniem. - Obawiam się, że to może się nie udać... - Mruknął, z widocznym niezadowoleniem malującym się na jego twarzy.
- Dasz radę. Wierzę w twoje możliwości - Odparłem z przekonaniem, odwracając wzrok w stronę okna.
Deszcz już ustał. Na szybie pozostało jeszcze kilka leniwie spływających kropel, a powietrze nabrało tej charakterystycznej świeżości, którą daje tylko letni deszcz. Pomyślałem, że to idealna chwila, by wyjść na zewnątrz, choćby tylko na moment. Nie wiedziałem, czy mój przyjaciel ma na to ochotę, ale ja... ja bardzo chciałem. Pragnąłem poczuć chłód wilgotnego powietrza, usiąść na ławce i nacieszyć się ciszą, jaka często następuje po ulewie.
~ Jeśli on zostanie, trudno ~ Pomyślałem. Ja i tak wyjdę, choćby na chwilę.
- Nad czym się tak zastanawiasz? Jest coś, co chciałbyś teraz zrobić? - Zapytał Sorey, zauważając, że moje spojrzenie ucieka gdzieś za okno. Odruchowo też odwrócił głowę w tę samą stronę, jakby chciał dostrzec to, co przyciągnęło moją uwagę.
- Chyba… chciałbym na chwilę wyjść na dwór - Odpowiedziałem po krótkiej pauzie. - Deszcz już przestał padać, a to naprawdę dobry moment, żeby złapać trochę świeżego powietrza. I tak się zastanawiam… może miałbyś ochotę pójść ze mną? - Dodałem, spoglądając na niego z lekkim uśmiechem.
Lubiłem jego towarzystwo. Była w nim jakaś niewymuszona lekkość, dzięki której nawet milczenie nie ciążyło. Sam spacer, nawet krótki, wydawał się lepszy, gdy dzielony był z kimś bliskim. Gdyby tylko się zgodził, wyjście na zewnątrz stałoby się nie tylko chwilą oddechu, ale też cichym, wspólnym przeżyciem, jednym z tych drobnych momentów, które potem pamięta się z czułością.
Sorey przez chwilę milczał, wyraźnie rozważając moją propozycję. W końcu skinął głową, potwierdzając swoją decyzję. Zgodził się. Uśmiechnąłem się szeroko, naprawdę bardzo mnie to ucieszyło. Lubiłem te wspólne chwile, nawet jeśli były proste, zwyczajne. Może właśnie dlatego miały dla mnie taką wartość.
Odruchowo wyciągnąłem rękę i chwyciłem go za dłoń, delikatnie, bez słowa. Pociągnąłem go za sobą w stronę drzwi, prowadząc na zewnątrz.
Na dworze panował ten charakterystyczny, chłodny spokój, który pojawia się tylko po deszczu. Powietrze było rześkie, przesiąknięte zapachem mokrej ziemi, liści i asfaltu. Niebo nadal zasnute było ciężkimi chmurami, ale między nimi przebijało się już blade światło. Było idealnie, cicho, świeżo i spokojnie. Czułem, jak całe napięcie powoli opuszcza moje ciało. Ten moment był dokładnie tym, czego potrzebowałem.
- Zauważyłeś, jak cudownie jest zawsze po burzy? - Zapytałem, rozglądając się wokół. - To powietrze, to otoczenie… wszystko wydaje się być jakieś lepsze, spokojniejsze, bardziej przyjemne. Też tak uważasz? - Zadałem to pytanie mimo że dobrze wiedziałem, jaka może być jego odpowiedź. On i deszcz… nigdy nie byli sobie bliscy. Zdecydowanie wolał ciepło, promienie słońca, letni żar, dni bez chmur. Ja natomiast nie przepadałem za upałem. Uwielbiałem tę świeżość po ulewie, delikatny chłód, który otulał ciało zamiast je przytłaczać.
Byliśmy tak różni, a mimo to... tak dobrze do siebie pasowaliśmy...
<Przyjacielu? C:>