Od Mikleo CD Soreya

wtorek, 19 sierpnia 2025

|
Jakoś tak odruchowo delikatny uśmiech pojawił się na moich ustach. Naprawdę o to pyta? Przecież jest moim przyjacielem… A jednak gdzieś głęboko we mnie drżała myśl, że mógłby stać się kimś jeszcze ważniejszym, kimś bliższym, gdyby tylko zrobił krok w moją stronę. Ja sam nie wiedziałem, jak się do tego zabrać. Te wszystkie emocje były dla mnie nowe, obce i niepokojąco silne. Czułem się w nich zagubiony, chyba właśnie to było moim największym problemem.
Westchnąłem ciężko i ująłem jego dłoń, mocno, jakby bał się, że zaraz ucieknie mi gdzieś w cień. Chciałem, aby spojrzał tylko na mnie, by w tej jednej chwili nic innego się nie liczyło.
- Sorey… - Zacząłem, a głos zadrżał mi lekko. - Nie muszę wiedzieć, kim naprawdę jesteś, żeby być pewnym tego, co czuję. Naprawdę tak myślę. Jesteś moim przyjacielem, częścią mojego życia. I nie zamierzam z tego rezygnować tylko dlatego, że… że sam wciąż nie wiem, kim w tej chwili się staniesz. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić gatunku, w który mógłbyś się zmienić, żebym się ciebie przestraszył choćby odrobinę. - Wytłumaczyłem i miałem nadzieję, że te słowa znajdą w nim choć maleńki odzew, że coś w nim poruszą. Jednak on odwrócił wzrok, jakby bał się, że w moich oczach zobaczy coś, czego nie chciał. Zagryzł dolną wargę, a jego twarz na moment przysłonił cień.
- Dobrze - Wyszeptał w końcu tak cicho, że ledwo go usłyszałem. - W takim razie chodźmy. Dowiedzmy się jak najszybciej, kim jestem… i miejmy to już za sobą. - Nim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, pociągnął mnie za sobą. Szliśmy w stronę starego budynku, jego ściany były popękane, dach zapadał się w kilku miejscach, to właśnie tu rezydował alchemik, jedyny, który mógł rozwiać wątpliwości mojego przyjaciela.
A ja, choć niepewność ściskała mnie za gardło, wiedziałem jedno, niezależnie od tego, co usłyszymy w środku, nie puszczę jego dłoni.
Starszy mężczyzna, gdy tylko przekroczyliśmy próg, uniósł wzrok znad sterty papierów. W jego oczach pojawił się błysk znajomej pewności, a na twarzy rozciągnął się uśmiech taki, jakby od dawna wiedział, na kogo czeka.
- Nareszcie jesteście - Powiedział głosem ochrypłym, ale stanowczym. - Mam już odpowiedź na wasze pytanie. - Wyciągnął w naszą stronę kartkę, zapisany gęsto dokument, który aż kusił, by natychmiast rzucić okiem.. Wyciągnąłem dłoń, ale alchemik w ostatniej chwili cofnął papier i schował go do kieszeni swego znoszonego płaszcza.
- Najpierw, chcę twojej krwi. - Wyjął niewielki, kryształowy flakonik i podał mi go bez słowa, jakby był pewien, że nie będę miał wyboru.
Poczułem, jak palce Soreya zaciskają się na moim ramieniu. Zobaczyłem w jego oczach niechęć, a może strach.
Ale wiedziałem, że muszę zrobić to, co trzeba. Westchnąłem ciężko, sięgnąłem po nóż leżący na stole i rozciąłem delikatnie skórę na dłoni. Krople krwi spłynęły powoli, barwiąc szkło głęboką czerwienią.
Alchemik, zadowolony, zamknął naczynie i odsunął się, po czym wyjął wreszcie dokument. Podał nam go z powagą, jakby wręczał coś znacznie cenniejszego niż zwykły zapis.
Drżącymi palcami rozwinąłem kartkę i zacząłem czytać. Słowa tańczyły przede mną, aż w końcu zamarłem. Prawda, której tak się baliśmy, okazała się jeszcze bardziej niezwykła, niż mogłem przypuszczać.
- Jesteś… w połowie aniołem - Wyszeptałem, czując, jak ciężar zdania zapada się w ciszy. - Ale jesteś też człowiekiem.
Spojrzałem na niego szeroko otwartymi oczami. Teraz wszystko nabierało sensu: jego zmęczenie, pragnienie, głód to, co czyniło go tak podobnym do mnie, a zarazem tak innym, tego zdecydowanie się nie spodziewałem.

<Przyjacielu? C;> 

Etykiety

Archiwum