Od Mikleo CD Soreya

wtorek, 12 sierpnia 2025

|
Musiałem uważnie przeanalizować jego słowa. Może rzeczywiście kryło się w nich coś głębszego sens, którego dotąd nie dostrzegałem. Może fakt, że nikt nigdy nie powiedział mu, kim naprawdę jest, nie był przypadkiem. Ale mimo to uważałem, że dobrze jest znać prawdę. Choćby po to, by zaspokoić ciekawość… i wreszcie zrozumieć, dlaczego jego skrzydła te niezwykłe, które powinny pojawiać się wtedy, gdy są najbardziej potrzebne odmawiają mu posłuszeństwa w decydujących momentach.
- Wiesz… mimo wszystko chciałbym spróbować - Powiedziałem po chwili, patrząc mu prosto w oczy. - I myślę, że ty też chcesz dowiedzieć się, kim naprawdę jesteś. Bo jeśli tego nie zrobimy, to nigdy się nie dowiemy - Dodałem, wyciągając rękę i delikatnie ujmując jego dłoń. - Musimy odkryć, dlaczego twoje skrzydła nie pojawiając się gdy ich pragniesz - Wyjaśniłem z lekkim uśmiechem, starając się, by w moim głosie brzmiała zachęta, a nie presja. Naprawdę chciałem, żeby nad tym się zastanowił. Przecież mógł tyle zyskać… a stracić? W moim przekonaniu, nic.
- No… może i masz rację - Przyznał niechętnie, opuszczając wzrok. - Ale co, jeśli odkryjemy coś, czego nigdy wiedzieć nie chcieliśmy? Może jest powód, dla którego nikt nigdy nie powiedział mi, kim jestem. - W jego oczach zobaczyłem cień obawy. Nie dziwiłem się. Niewiedza bywa lżejszym ciężarem niż prawda, a jednak… czy to naprawdę coś zmieni? Nie. Dla mnie zawsze pozostanie tym samym przyjacielem, którym był od początku.
- Nie martw się - Odpowiedziałem łagodnie. - Prawda niczego między nami nie zmieni. Możesz być tego pewien. - Starałem się, by moje słowa były pewne i ciepłe, jak obietnica, która daje siłę. Chciałem, żeby wiedział, że bez względu na to, co odkryjemy, zawsze będzie częścią mojego życia. Częścią mnie. Czymś, bez czego już nie potrafię istnieć.
Mój przyjaciel patrzył na mnie w milczeniu, jakby wciąż ważył w myślach każde z moich słów. Czułem, że wewnętrznie z nimi walczy – z ich sensem, z ich obietnicą i z obawą, którą budziły.
- Niech będzie… zaufam ci - Powiedział w końcu, mocniej ściskając moją dłoń. Uśmiechnął się przy tym ciepło, ale ja i tak dostrzegłem w jego oczach cień zmartwienia. Bał się. I miał do tego prawo. Każdy czegoś się boi i nie ma w tym nic złego. Najważniejsze, że miał mnie. A ja nie pozwolę mu bać się samego siebie, ani prawdy o tym, kim jest.
- A więc skoro się zdecydowałeś, nie ma już odwrotu - Oznajmiłem z lekkim uśmiechem. - Idziemy szukać kogoś, kto pomoże nam odkryć prawdę o tobie. - Chwyciłem go za rękę pewniej i pociągnąłem w stronę miasta, czując w sobie dziwną mieszankę ekscytacji i niepokoju. Wierzyłem jednak, że ta droga zaprowadzi nas do odpowiedzi. Kim jest mój przyjaciel? Dlaczego jego bliscy są nieobecni, czy opuścili go świadomie, czy może ich już nie ma? A jeśli tak… jak to się stało?
Wiedziałem jedno, musimy się tego dowiedzieć. On zasługiwał na prawdę. Nawet jeśli miała boleć. Bo tylko rozumiejąc, skąd się bierze nasz los, możemy zrozumieć, kim naprawdę jesteśmy.

<Pasterzyku? C:> 

Etykiety

Archiwum