Od Mikleo CD Soreya

niedziela, 10 sierpnia 2025

|
Bardzo się cieszyłem, że Sorey nie tylko wyszedł ze mną na dwór, ale też zgodził się pójść tam, dokąd ja chciałem. To było naprawdę miłe, od dawna marzyłem, by choć trochę pozwiedzać i może zebrać kilka wspomnień, do których będzie można wracać w myślach w gorsze dni.
Spacerując, obserwowałem otoczenie z tą samą uwagą, z jaką zawsze to robiłem. Zauważałem detale, które większości ludzi pewnie umykały. Najdrobniejsze zmiany w pogodzie, odcień światła przebijającego się przez chmury, dźwięk wiatru uderzającego w liście drzew… Widziałem i słyszałem wiele, choć nie zawsze to, co chciałbym zobaczyć czy usłyszeć.
- Na co tak patrzysz? - Zapytał Sorey, przechylając lekko głowę. - Coś ciekawego widzisz? A może to znów ten koleś, którego mijaliśmy? - Brzmiał jakby był odrobinę zazdrosny, co było dosyć zabawne. W końcu to nie ja flirtuję z każdym, kto wpadnie mu w oko, tylko on. Jeśli trafi się ktoś, kogo uzna za dostatecznie atrakcyjnego, to od razu widzę w nim tę iskrę w oczach. Ostatnio taka sytuacja miała miejsce trzy tygodnie temu… chociaż, kto go tam wie, może i tutaj znajdzie się ktoś, kto poruszy jego serce, choćby tylko na jedną noc.
- Nie widziałem żadnego przystojnego mężczyzny, jeśli o to ci chodzi - Odpowiedziałem spokojnie. - A przynajmniej żadnego, który by mnie w jakikolwiek sposób zainteresował. Bardziej skupiam się teraz na dźwiękach otoczenia… szum wiatru poruszającego liście, zapach powietrza po burzy. Uwielbiam ten moment, kiedy natura jeszcze pachnie deszczem, a wszystko lśni jak po umyciu. Wiesz, chciałbym kiedyś trafić w miejsce z dostępem do oceanu. Myślę, że wtedy byłbym najszczęśliwszym aniołem na świecie. Jeziora, rzeki, małe oczka wodne, to wszystko jest piękne, ale ocean… to coś innego. Tyle wody bez końca. Chciałbym kiedyś wejść do któregoś z nich, zanurzyć dłonie i zobaczyć, jaka naprawdę jest ta woda. - Sam nie wiem, po co mu to mówiłem. Może po prostu chciałem, żeby mnie wysłuchał. Najwidoczniej tego właśnie potrzebowałem. Nie miałem pewności, czy naprawdę mnie słuchał, czy tylko udawał, ale nie miało to większego znaczenia. Ważne było, że tym razem to ja mogłem mówić, a on milczał.
- A więc obiecuję ci, że kiedyś znajdziemy się nad oceanem - Powiedział nagle z ciepłym uśmiechem. - A wtedy będziesz mógł spędzać w nim tyle czasu, ile tylko będziesz chciał. - Odruchowo odwzajemniłem uśmiech i spojrzałem głęboko w jego oczy.
- Wiesz… cieszę się, że cię mam. Dzięki tobie mogę chociaż próbować wierzyć w marzenia - Wyszeptałem, opierając się o jego ramię.
- Na nasze szczęście, za marzenia jeszcze nie karają - Odpowiedział, gładząc mnie lekko po ramieniu.
Miał rację, za marzenia nikt nie karze. To dawało mi pewną swobodę, pozwalało bezkarnie śnić o oceanie i odległych miejscach, do których prawdopodobnie nigdy nie dotrzemy. A jednak… w głębi duszy tliła się iskierka nadziei. Może gdyby mój przyjaciel potrafił latać, dotarlibyśmy tam szybciej, omijając granice i przeszkody? Kto wie, może wtedy udałoby się spełnić to marzenie.
Nagle wpadł mi do głowy inny pomysł. Spojrzałem na niego z lekkim błyskiem w oku, jakby wpadł na coś, co mogłoby odmienić naszą wędrówkę.
- Mam pomysł! - Powiedziałem żywiej niż zwykle. - Skoro i tak zwiedzamy teraz miasto, może poszukamy kogoś, kto dzięki magii potrafiłby dowiedzieć się, kim jesteś? Zawsze warto spróbować… co ty na to? - Zaproponowałem, już ciesząc się na samą myśl. 

<Pasterzyku? C:> 

Etykiety

Archiwum