Oczywiście, wcale nie musiałem się aż tak śpieszyć. Lubiłem deszcz, jego zapach, chłód kropel na skórze, ciche bębnienie o liście i dachy. Był dla mnie jak stary, znajomy towarzysz, który nigdy nie narzucał się zbytnio, a mimo to zawsze wiedział, kiedy się pojawić. Jednak doskonale wiedziałem, jak źle znosił go mój przyjaciel. Dlatego przyspieszyłem kroku, nie z przymusu, lecz z troski. Nie chciałem, by zmókł. Naprawdę bardzo bym tego nie chciał.
Jeszcze tylko tego by brakowało, żeby się przeziębił. Wtedy naprawdę nie wiedziałbym, co zrobić. Owszem, potrafię zająć się chorym, wiem, jak przygotować gorącą herbatę, jak zadbać o odpoczynek, jak mówić cicho i delikatnie, by nie przeszkadzać w regeneracji. Ale nie teraz. Nie w tej chwili, kiedy przed nami jeszcze taka długa droga. Nie mamy przecież czasu na choroby. Już i tak opóźniamy naszą podróż bardziej, niż powinniśmy.
- Oczywiście, że nie muszę się śpieszyć –
- Powiedziałem, odwracając głowę w jego stronę i starając się uśmiechnąć najłagodniej, jak tylko potrafiłem. - Ale chcę. Chcę wrócić z tobą do gospody. A skoro ty musisz unikać deszczu, to po prostu się pośpieszę, żeby przypadkiem nie zdążył nas dopaść - Dodałem spokojnie, choć w głębi serca czułem delikatne napięcie.
Moje słowa miały go uspokoić. Chciałem, by wiedział, że nie robię tego z obowiązku czy litości. Robiłem to, bo mi zależało. Na nim, najważniejsze było dla mnie tylko to aby był cały i zdrowy.
Mój przyjaciel westchnął cicho, po czym chwycił moją dłoń i zrównał ze mną krok. Poprowadził mnie w stronę gospody tak, jakby obawiał się, że zapomniałem, którędy tam iść. Może chciał się upewnić, że naprawdę tam zmierzamy. A może po prostu chciał mieć pewność, że idziemy razem...
Do gospody dotarliśmy dosłownie w ostatnim momencie. Gdy tylko przekroczyliśmy próg, zza naszych pleców rozległ się szum deszczu, gwałtowny, nagły, niemal teatralny, jakby czekał tylko na nas.
- Udało wam się w ostatniej chwili - Rzucił gospodarz z uśmiechem, gdy tylko nas dostrzegł.
- Mamy szczęście - Odpowiedział Sorey wesołym tonem, odwzajemniając uśmiech i nie puszczając mojej dłoni. Pociągnął mnie za sobą w stronę naszego pokoju, jakby dobrze wiedział, że teraz potrzebujemy tylko spokoju i ciepła.
- To na co masz teraz ochotę? - Zapytał, zanim puścił moją dłoń i zamknął za sobą drzwi pokoju.
Na co ja właściwie miałem ochotę? Szczerze mówiąc na niewiele. Przecież i tak nie mogliśmy zrobić nic szczególnego. Co tu mieliśmy do roboty? Mogliśmy jedynie siedzieć, patrzeć przez okno na niebo albo rozmawiać. Żadnych większych atrakcji, żadnych niespodzianek nic, co wytrąciłoby nas z tej spokojnej rutyny.
- Trudno powiedzieć - Westchnąłem, siadając na łóżku i spoglądając w jego stronę. - Nie mamy zbyt wielu możliwości. Możemy po prostu być tu razem. Pogadać o czymkolwiek. O wszystkim i o niczym, jeśli tylko masz ochotę. - Zamilkłem na chwilę, wpatrując się w jego sylwetkę. Była w tym coś kojącego, ta zwykłość, ta prostota chwili. Czasem to wystarczało, abym czuł radość z czasu spędzonego tylko z nim..
Mój przyjaciel zastanowił się chwilę wpatrując we mnie z uwagą próbując na coś wpaść.
- Może zamiast się zastanawiać nad tym usiądź obok i po prostu tu bądź - Zaproponowałem, patrząc prosto w jego oczy.
<Pasterzyku? C:>