Powinienem pić jak najwięcej napojów, i ciepłych, i może właśnie z jakimś miodem, to łagodziło ten ból gardła. Ale czułem, że to dalej będzie za mało. Wpierw powinienem skupić się na zbiciu gorączki, ona mnie najbardziej wycieńczała... chyba. Ciężko było mi znowu myśleć, skupić myśli na czymś konkretnym. Jednocześnie byłem zaskoczony troską, jaką obdarowywał mnie Haru. Odkąd tylko pamiętałem, kiedy byłem chory, nigdy nie byłem traktowany z taką... sam nie wiem, jak to nazwać. Pierwsze, co mi przychodziło na myśl, to miłość, ale to nie mogła być miłość, nie w jego przypadku. Może życzliwość...? Tak, życzliwość tu by pasowało. Jak już coś mnie łapało, przychodził do mnie medyk, przepisywał coś, a później lekarstwa były mi regularnie podawane. Herbatę, czy coś do jedzenia dostawałem, kiedy poprosiłem. Nikt tak wokół mnie nie chodził, jak właśnie Haru, a jak już, to służba, ale ona robiła to, bo ma za to płacone. Haru tak naprawdę nic nie musi robić. Może mnie zostawić samemu sobie, i się w ogóle niczym nie przejmować. A on i przygotowuje mi herbaty, i jeszcze robi specjalnie dla mnie rosół, sprawdza moją temperaturę... Czysto bezinteresowna troska. Przedziwne, i niespotykane w moim otoczeniu.
– Muszę tę gorączkę zbić – wymamrotałem, ledwo otrzymując otwarte oczy.
– Też mi się tak wydaje. Masz jakieś leki? – zapytał, poprawiając moje kosmyki.
– Mam... Tutaj. To zioła z ludzkiego świata, między innymi czarny bez, rumianek, kwiat lipy... Wszystko to jest na właśnie na przeziębienie. Należy zalać wrzątkiem na trzy minuty, a później parzyć pod przykryciem przez jakieś dziesięć minut – wyjaśniłem, ledwo mówiąc. Momentami nawet miałem problem z mówieniem.
– W porządku. Zaraz wrócę – odpowiedział, chwytając za mój woreczek pełen ziół. Chwilę go nie było, ale w końcu wrócił, z kubkiem oraz talerzykiem, którym pewnie za chwilę ten kubek przykryje. Ale to za chwilę. – Tak właściwie... to, że są z tego drugiego świata, ma jakieś znaczenie? Tutaj też można przecież znaleźć rumianek, czy lipę – zapytał, siadając na brzegu łóżka.
– Można, ale są przesiąknięte magią. Czasem.. to nie jest dla mnie dobre. To ze względu na geny mojej mamy – powiedziałem, chociaż trochę nie kontaktowałem. O cokolwiek mnie teraz spyta, ja bez wahania mu odpowiem.
– Twoja mama była człowiekiem? – dopytywał, chyba zaciekawiony. A może szukał jakiegoś punktu zaczepienia do rozmowy, bym nie zasnął, dopóki zioła nie będą gotowe.
– Tak. Poznali się w pracy, podczas projektu... Ale babka była zła, że się pobrali. Strasznie jej nie lubiła. I to tak bardzo, że jej nienawiść do niej było pierwsze, co poczułem. A nienawiść jest okropna do odczucia. To tak, jakbyś ściskał kawałki szkła. Pamiętam, że płakałem przy niej z bólu, dopóki nie zaczęto mnie szkolić... może też przez to, że byłem jej synem, też mnie nienawidzi – w tym momencie zaczynałem wchodzić na tematy, których nigdy nikomu nie mówiłem. Ale w sumie też, nikt nigdy się tym nie interesował.
<Piesku? c:>