To było naprawdę bardzo przykre. Jeśli jego babcia rzeczywiście go nienawidziła i to tylko dlatego, że był synem ludzkiej kobiety.
Z tego powodu jeszcze bardziej nie pojmuję tych wszystkich głupich zasad. Co to za różnica, czy ktoś jest człowiekiem, czy stuprocentowym magiem? Przecież to nie ma znaczenia. On jest sobą. Nie robi nikomu krzywdy, więc powinien być traktowany z szacunkiem.
Szkoda tylko, że ten świat schodzi na psy... Choć właśnie psy są wierne. Kochają bez względu na to, kim jesteś, za wszystko i za nic. Tego właśnie brakuje istotom żyjącym tutaj. Już dawno to dostrzegłem.
To jak bardzo brak im zwyczajnego, bezinteresownego zrozumienia i ciepła..
- Rozumiem - Powiedziałem spokojnie. - Brak akceptacji w rodzinie to bardzo trudny temat. Szczerze ci współczuję. I chyba zaczynam rozumieć, dlaczego nie chciałeś, aby twoja babcia wiedziała o czymkolwiek. - Mówiłem to szczerze, po ludzku. Współczułem mu. To trudny i bolesny temat. Sam nigdy nie doświadczyłem braku akceptacji ze strony mojej rodziny. Nawet ze strony babci która, mając pełne prawo, mogła mnie znienawidzić. Zabiłem jej dziecko... a mimo to wciąż mnie kocha. Cudowna kobieta. Czasem naprawdę się zastanawiam, czym sobie zasłużyłem na jej dobroć i miłość.
- Dobrze, że chociaż ty mnie rozumiesz. Nie każdy potrafi, nie każdy też w ogóle o to pyta - Powiedział cicho.
Zrozumiane. Jego pozycja, jego nazwisko, jego pochodzenie to wszystko sprawiało, że ludzie go odrzucali. Uważali go za zapatrzonego w siebie panicza. Może rzeczywiście trochę taki był... Ale ja miałem szansę zobaczyć jego drugą stronę. I muszę przyznać, że podobało mi się to, co widzę. On naprawdę jest cudowny. Tylko trochę zagubiony. W świecie, którego mam wrażenie sam jeszcze nie do końca rozumie..
Gdy zobaczyłem, że zaczyna przysypiać, musiałem go jeszcze trochę potrzymać przy świadomości, żeby wypił zioła. A kiedy już to zrobił pozwoliłem mu odpłynąć. Niech śni. Niech w tej krótkiej chwili zapomnienia odnajdzie spokój i odzyska siły, których tak bardzo potrzebuje.
Mój towarzysz spał jak zabity, a ja, czuwając przy ogniu, by rosół się nie przegotował, przyjąłem również zakupy od opiekuna. Posegregowałem je starannie, próbując zająć czymś myśli, czekając aż Daisuke się przebudzi.
Czas mijał nieubłaganie, a on wciąż spał. Z każdą minutą narastał we mnie niepokój. Zaczynałem się już poważnie martwić, że z powodu gorączki może się nie obudzić. A tego bałem się najbardziej. Nie zgłosiłem opiekunowi, że Daisuke ma wysoką temperaturę, sam mnie o to prosił. Chciał, żebym to przemilczał. Teraz jednak nie wiem, czy dobrze zrobiłem. W sercu czułem rosnącą winę.
- Haru… – jego zmęczony głos dotarł do mnie nagle, cicho, lecz wystarczająco wyraźnie, by poruszyć wszystkie emocje, które próbowałem stłumić.
Poderwałem się od razu, podchodząc do niego i chwytając jego rozpaloną dłoń.
- Jestem tu, jestem - Powiedziałem cicho, z ulgą. - Potrzebujesz czegoś - Spojrzałem na niego uważnie, starając się odczytać z jego twarzy, jak bardzo cierpi. Był blady, spocony, ale mimo to jego oczy, choć zmęczone, miały w sobie przebłysk świadomości. To wystarczyło, bym odetchnął z ulgą. Jeszcze nie pora na najgorsze. Jest słabo ale wciąż stabilnie i to jest najważniejsze.
<Paniczu? C:>