Nie ukrywam, że zaskoczył mnie tym wyznaniem. W pierwszej chwili nie rozumiałem, o co mu właściwie chodzi. Gdzie niby miałem w słowach albo w myślach powiedzieć, że jest zadufanym w sobie paniczem? Chyba coś mu się przyśniło… A może jednak to ja zawiniłem, bo w końcu od dawna wiele przed nim ukrywam. Może miał prawo tak to odebrać, a ja teraz zbieram tego konsekwencje.
- Zaczekaj - Odezwałem się ostrożnie, naprawdę próbując pojąć jego tok rozumowania. - Wyjaśnij mi, w którym momencie dałem ci do zrozumienia, że tak o tobie myślę? Bo coś mnie tu ewidentnie ominęło. - Spojrzał na mnie uważnie, z lekkim chłodem w oczach.
- Nie powiedziałeś tego wprost - Odpowiedział cicho, ale stanowczo. - Jednak twoje zachowanie to sugeruje. Skoro nie chcesz mi powiedzieć, co cię dręczy, skoro zamykasz się przede mną, to chyba uważasz, że nie byłbym w stanie tego zrozumieć. Że jestem… wyżej od ciebie. Że nie dotykają mnie takie zwykłe, trywialne sprawy. - Zmarszczyłem brwi, jeszcze bardziej zagubiony niż wcześniej. Naprawdę aż tak to wyglądało? Nie mogłem w to uwierzyć. Przecież wcale nie o to chodziło. Nigdy nie uważałem go za zadufanego w sobie panicza. Tak, był szlachcicem, stał wyżej ode mnie, to prawda. Ale nie znaczyło to, że miałem go traktować jak kogoś lepszego od całej reszty świata. Moim celem nie było, by poczuł się w ten sposób. Wręcz przeciwnie.
Prawda była dużo bardziej skomplikowana, a przy tym, boleśnie prosta. Wstydziłem się swoich uczuć do niego. Nie dlatego, że się ich bałem, ale dlatego, że wiedziałem, kim jest, a kim ja nie jestem. Że między nami nigdy nie powinno wydarzyć się nic poważniejszego. Bo jeśli by się wydarzyło… wszystko mogłoby skończyć się naprawdę źle.
Westchnąłem ciężko, kładąc dłoń na skroni. Ból narastał powoli, pulsując pod czaszką, chyba był skutkiem nieustannego stresu i nerwów, które atakowały mnie z każdej strony, nie dając chwili wytchnienia.
- To nie tak… nie to miałem na myśli - Wydusiłem w końcu, unosząc wzrok, by spojrzeć mu w twarz.
On nie odwracał spojrzenia.
- A więc co? - Spytał spokojnie, choć w jego głosie kryło się napięcie. - Co takiego miałeś na myśli? - Słowa zawisły między nami, a ja poczułem, jak coś we mnie się kurczy. Znów zamknąłem się w sobie, sparaliżowany. Jak miałem mu to powiedzieć? Jak miałem przyznać, że moje milczenie i uniki wynikają z czegoś tak prostego, a zarazem tak zakazanego z uczuć, których nie powinienem żywić?
Wiedziałem, co odpowiedziałby, gdybym się przyznał. Usłyszałbym, że to nie ma najmniejszego sensu, że od początku byliśmy skazani na porażkę. Że on i ja… nigdy nie możemy być razem. Że to tylko złudzenie które powinienem w sobie zdławić, zanim spali nas obu.
A jednak, im bardziej próbowałem się od tego odciąć, tym mocniej mnie to trawiło. Czułem, że tonę w czymś, przed czym nie da się uciec.
- Chyba zaczynam coś do ciebie czuć. Chociaż wiem, że tak naprawdę nie powinienem - Wyjaśniłem w końcu, patrząc gdzieś w bok, czując że to napięcie zaraz mnie od środka zniszczy..
<Paniczu? C:>