Od Soreya CD Mikleo

środa, 9 lipca 2025

|
 Wróciłem do pokoju, który to dzieliłem z moim przyjacielem, późnym wieczorem, bo jakoś krótko przed północą, ale w strasznie dobrym humorze. Dante był wspaniały. I samotny, tak samo, jak ja. Wioska była malutka, każdy każdego znał, więc aby on tu sobie kogoś znalazł, kogoś, z kim mógłby być szczęśliwy. I kto wie, może w innych okolicznościach spróbowałbym coś z nim poważniejszego stworzyć. Przede wszystkim inaczej by wyglądał nasz początek...no ale jutro wyjeżdżaliśmy. Nie zostawię Mikleo, nie po to znalazłem go po roku, by znów miałby mi gdzieś uciec. Miłość jest fajna,m super, i w ogóle, ale zawsze, przynajmniej w moim przypadku, się ona kończyła, a moja relacja z Mikleo trwała, odkąd tylko go znałem, no a znaliśmy się naprawdę sporo. Gdyby mnie dziadek nie oddał innej rodzinie, zapewne byśmy się wychowywali razem od malutkiego, a tak zostaliśmy sąsiadami. Tylko ten jeden rok, ale to nie jego wina, ani moja, najważniejsze, że już jesteśmy razem, i będziemy razem. Na nim polegać mogę, i to jest najcudowniejsze. 
Cichutko wszedłem do łazienki, szybko się ogarniając i równie cicho wracając do łóżka. Zdecydowanie w ostatnim czasie trochę tego seksu mi brakowało, teraz ciśnienie ze mnie zeszło, umysł stał się bardziej przejrzysty, no i ja sam spokojniejszy. Jak już raz poznałem, jakie to uczucie, ciężko mi było bez tego żyć. Nie byłem raczej uzależniony, bo jednak póki trzeba, to potrafię bez tego żyć, ale jak już nadarzy okazja, jak dzisiaj, czemu by nie korzystać? Widziałem, że mój przyjaciel potępiał taki tryb życia, ale to nic dziwnego, pewnie był czysty i nieskazitelny, jak to Serafin. Ja w teorii też powinienem być taki, jak on, spokojny, opanowany, czysty, i mający kompletnie gdzieś przyziemne sprawy. A ja co? Muszę jeść, myć się, spać, myć... no, wszystko to, co robiły istoty przyziemne. I to nie jest kwestia przyzwyczajenia; mógłbym umrzeć gdybym to zaniedbał, już raz wpadłem na taki pomysł, by nic nie jeść, no i to się dla mnie nie skończyło dobrze. Jestem dziwnym aniołem. O ile w ogóle byłem aniołem. Może byłem jakimś aniołopodobnym stworem? Tylko, czemu w takim wypadku nauczyciele zawsze wymagali ode mnie tak samo dużo, jak od przeciętnego anioła? To wszystko nie ma sensu.
Ale sens ma to, bym przestał o tym myśleć, i poszedł spać. 
Westchnąłem cicho, przytulając się do poduszki i zamykając swoje oczy. Jakoś tak... dziwnie mi się spało samemu. Przez tyle dni, dzień w dzień, spałem z Mikim. Znaczy, zasypialiśmy osobno, ale kiedy otwierałem oczy, byłem przytulony do niego, a sam Miki się wtulał we mnie, więc chyba też czuł się z tym dobrze. I nie sądziłem, że aż tak przyzwyczaiłem. I jak ja teraz zasnę? Specjalnie wróciłem wcześniej, by się wyspać, i wstać, i by nie musieć mieć codziennych lekcji geografii. I gotowania sobie. Mój Panie, jak ja miałbym sobie gotować? Przecież ja nie umiem. I to jeszcze gotować z głową. Oj nie, to już jest za dużo. Już geografia nie jest taka zła. 
Zacząłem więc myśleć, co robić. Chyba lepiej w ogóle nie spać, bo w najbliższym czasie nie zasnę, a jak zasnę za późno, to się nie dobudzę, i Mikleo będzie na mnie zły, i na pewno mnie ukarze. A on rzadko kiedy żartuje. 
A może by tak książkę poczytać? 
Na ten pomysł od razu podniosłem się do siadu. Tak, poczytam książkę. Na pewno wtedy nie zasnę. Cichutko zabrałem ją z plecaka Mikleo, a następnie zaświeciłem świeczkę i skupiłem się na tekście, który to od razu mnie wciągnął. 

<Owieczko? c:>

Etykiety

Archiwum