Trochę nie rozumiałem, co on do mnie mówi. Znaczy się, rozumiałem słowa, jakie do mnie kierował, ale nie rozumiałem, co miały one oznaczać. On chce, żebym mu przynosił... kwiaty? Ale to przecież taki romantyczny gest, jaki to sprawia się swojej połówce, nie swojemu przyjacielowi. Czy w ten sposób daje mi znać, że coś między nami może być poważniejszego...? Nie, chyba nie. Może on nie wie, że to właśnie taki gest? Nie no, wie, przecież dostał tego kwiatka nieszczęsnego, i się zarumienił. Zatem... co ja mam z tym zrobić? Jak to odczytać? A może sobie ze mnie żartował? Nie, to nie było w stylu Mikleo, on nie był taki okrutny, był wspaniały, i kochany, i nie rozumiem, co chce mi tym przekazać.
Wróciliśmy do pokoju, w ciszy. Nie wiedziałem, co powiedzieć i jak się zachować. Może, jak będziemy w trasie, to faktycznie mu sprawię jakiś bukiecik...? Ale, czy to nie będzie głupie? Z drugiej strony, jak nie spróbuję, to się nie przekonam. Taka trochę ruletka, albo pójdzie bardzo dobrze, albo zniszczę naszą przyjaźń. Może nie będę go nigdy mieć w romantycznym znaczeniu tego słowa, ale za to zawsze będę mieć w nim przyjaciela, i tego nie chcę ryzykować. Nie dałbym rady bez niego przetrwać, i to tak na każdej płaszczyźnie swojego życia. Cóż mogę poradzić, jestem naprawdę sierotą, i dosłownie i w przenośni.
Położyłem się na łóżku i czekałem, aż do mnie przyjdzie. Wpierw musiał jednak włożyć tę przeklętą różę do kubka pełnego wody, stawiając go na stoliku, tak, bym go widział. Może jednak trochę taki jest okrutny. Nie mógł tego na jakiejś szafce postawić, czy w jakimś innym miejscu, z dala od mojego wzroku? Chociaż, kiedy tak się już przy mnie położył, to skupić się mogłem tylko na nim, nie na niczym innym.
- Naprawdę się zdenerwowałeś – odpowiedział, przyglądając mi się z uwagą, i czymś jeszcze, jakąś emocją, której nie potrafiłem określić. Odkąd tylko zaczął o tych kwiatkach to już w ogóle nie wiem, co w jego głowie siedzi.
- Bo jak teraz sobie myślę, to było trochę dziwne. Nie przedstawił ci się, ani nic, tylko mrugnął do ciebie i dał ci kwiatka. Dobrze, że z nim nie spotkałeś. Co, jeżeli chciał ci jakąś krzywdę w rzeczywistości zrobić? Nie przeżyłbym tego – mruknąłem cicho, kładąc się na materacu nieco niżej, tak, by móc się wtulić w jego klatkę piersiową, posłuchać bicia jego serca, i się uspokoić, nacieszyć jego bliskością, zapachem i tą uspokajającą aurą.
- Tak, to niebezpieczne tak spotykać się sam na sam z całkowicie obcymi osobami, prawda? - od razu wyczułem tę szpileczkę, a moje policzki pokrył szkarłatny rumieniec.
- Tylko raz to miało miejsce. Wpierw się lepiej zapoznaję z drugą osobą – mruknąłem, nawet na niego nie patrząc.
- A teraz już nie masz ochoty poznać kogoś nowego? - dopytał.
- Nie mam, muszę pracować i zarabiać. I być z tobą – mruknąłem zgodnie z prawdą, unosząc wzrok na jego twarz. - W ogóle... nigdy mi nie wspominałeś, że... no, też jesteś taki jak ja – dodałem cicho, przez cały czas będąc przekonany, że on woli tak jak większość społeczeństwa płeć przeciwną.
<Przyjacielu? c:>