Od Soreya CD Mikleo

piątek, 11 lipca 2025

|
 To trochę dziwne, że jeszcze nie miał mnie dosyć. Co jak co, ale ja byłem strasznie wycieńczający i absorbujący energię, a przynajmniej tak słyszałem wielokrotnie od innych osób. Tylko nie od Mikleo. Oczywiście twierdził czasem, że za dużo gadam, jak zadaję pytania i sam sobie odpowiadam, ale nie że ma mnie dosyć. Jeszcze. Może za mało czasu ze mną spędził...? Chociaż, nie, teraz to spędzamy jeszcze więcej czasu niż kiedy byliśmy razem w akademiku. Bo przez to, że Mikleo jest starszy, nasz harmonogram zajęć był nieco różny; różnie zaczynaliśmy i różnie kończyliśmy, tak więc głównie wieczory spędzaliśmy razem, no i czasem też przerwy... a teraz? Jak takie papużki nierozłączki, ale to tylko przyjaźń, oczywiście. Czasem w mojej głowie przewinęła się myśl, że to tylko przyjaźń i Miki nigdy nie dostrzeże we mnie nikogo więcej niż przyjaciela... no ale przyjaźń też nie jest taka zła. Mam pewność, że zawsze będzie przy mnie, i mnie będzie wspierał, i... i to mi wystarczy. Musi. Może te myśli pojawiają się z powodu tego, że moim towarzyszem w ostatnich tygodniach jest tylko i wyłącznie Mikleo? Trafimy do cywilizacji, to te dziwne myśli mi miną, na pewno. 
- Niektórzy po takim czasie już mają mnie dosyć – zauważyłem, chcąc się zabrać za rozkładanie namiotu. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że to jest kamień, i jak ja wbiję tu te wszystkie linki? 
- No widzisz, ja nie jestem taki, jak inny – odparł, stając przy wyjściu z jaskini i ewidentnie ciesząc się chłodem i deszczem. - Poza tym, wątpię, by osoby, które tak mówiły, naprawdę cię lubiły. Pewnie coś od ciebie chciały, ty im to dałeś i przestałeś być im potrzebny. 
- No nie wiem... ale wiem, że namiotu nie rozłożymy. Podłoże jest za twarde. Będziemy musieli spać bez namiotu – odpowiedziałem niepewnie, zerkając na niego kątem oka. 
- Jakoś tę jedną noc przetrwamy. Zresztą, jest sucho i to jest najważniejsze – odpowiedział, nie widząc w tym problemu.
Kiwnąłem więc głową rozkładając nasze koce i prowizoryczne poduszki. Do tej pory najgorzej było z ogniskiem, bo przez to, że tak często padało, rzadko kiedy mogliśmy sobie zjeść ciepły posiłek, bo nie było gdzie tego ogniska rozpalić. Nie mówiąc o tym, że tak niewiele do jedzenia mieliśmy... trochę byłem już głodny. I może to dlatego nie miałem energii? Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem zjadłem syty posiłek. Ale pomimo tego nie narzekam, nie chcę sprawić Mikleo problemów czy przykrości. 
- Zaraz pójdę po patyki, by rozpalić ognisko – zaproponował, kiedy usiadłem niedaleko jego, tylko bardziej w głębi jaskini, by było mi cieplej. 
- Pomóc ci? - zaproponowałem, nie chcąc go puszczać samego. Przecież tam było ciemno, i zimno, i brzydko... i może nawet niebezpiecznie. Nie, nie mogę go puścić samego. 
- W tym deszczu? Daj spokój, zrobię to raz dwa, a jak je przyniosę, to od razu wysuszę – odpowiedział, nie przejmując się tym bardzo. 
- To założę kurtkę, kaptur, no i pójdę z tobą. Nie puszczę cię samego, to zbyt niebezpieczne, a ja muszę cię pilnować – wyznałem, zaraz sięgając po moją kurtkę. 

<Owieczko? c:>

Etykiety

Archiwum