Od Daiuske CD Haru

piątek, 11 lipca 2025

|
 Delikatnie zmarszczyłem brwi. Nie miał ochoty? On? Przecież jako wilkołak miał na pewno miał dosyć zamknięcia, w końcu to są takie istoty wolne, i wolące naturę. W przeciwieństwie do mnie, ja wolę miasto, ulice i technologię, z reguły. Natura też ma coś w sobie, coś uspokajającego, pięknego, przyciągającego, jak i zarówno odpychającego, czyli robale, i inne, dziwne istoty, które to istnieć nie powinny. W moim mieście świetnie to wykombinowali, łącząc życie organiczne i syntetyczne, idealna równowaga. No, ale tu niestety nie mam wyjścia, albo to pożal się boże miasteczko, albo las. A ja zdecydowanie bardziej wolę las, o tej porze roku jest całkiem piękny; zielono, żywo i spokojnie. 
- Jak wolisz, chociaż moim zdaniem twojej wilczej naturze to nie służy. Długo tutaj siedzisz, trochę za długo, a w lesie z reguły spokój jest. Za to tutaj wkrótce spokoju nie będzie – powiedziałem, poprawiając swój strój do biegania. 
- Dlaczego ma tu nie być spokojnie? - zapytał, zerkając na mnie niechętnie. 
- Ponieważ jest wolne. Osoby, dla których Sayuri była bliska, będą przeżywać żałobę, ale zawsze znajdzie się jakiś odłam społeczny, który wykorzysta wolny czas do siania patologii, także noce mogą być... intensywne – westchnąłem cicho, niepocieszony tą myślą. - Ostatnia szansa. Nie cofną nas, dopilnuję tego – obiecałem, nie mając nic przeciwko temu. Mimo, że wolałem samotność, jego towarzystwo było całkiem w porządku. Niektórych jego zachowań nie rozumiałem, ale wydawał się być interesujący. Trochę też imponowało mnie to, że miał trochę gdzieś to, kim jestem, nawet nie do końca wiedział, kim jestem. Pierwszy raz się z czymś takim spotykam, i to było intrygujące, i wcale nie takie złe. Pewnie już wkrótce zacznie mnie to irytować, ale na razie tylko intryguje. 
- Spasuję, mimo wszystko – odpowiedział, na co kiwnąłem głową. 
- W porządku. Za nieco ponad godzinę powinienem być – odpowiedziałem, chwytając za butelkę z wodą. 
Tak jak powiedziałem, tak zrobiłem. Nikt mnie nie zatrzymywał, zresztą, nawet jak ktoś by spróbował, to i tak bym się nie dał. Już samo to zamknięcie w pokoju było nielegalne, i gdyby nie faktyczny, grasujący morderca, to bym sobie inaczej z nimi porozmawiał. 
Bieg po lesie, pomimo chłodnej pogody, był przyjemnie wycieńczający. I cichy. W końcu żadnych emocji... i pomimo że już się trochę przyzwyczaiłem do emocji mojego współlokatora, luksus ciszy był niewyobrażalny. Nie mam pojęcia, jak niektórzy magowie, co posiadają podobne umiejętności do moich, potrafią normalnie egzystować w dużych skupiskach ludzi. Przecież ja bym nerwicy dostał. Czasem na bankietach się na mnie krzywo patrzą z powodu tych moich rękawiczek, ale jeszcze są wyrozumiali. Jeszcze. Może, kiedy już trafię do świata ludzi, odetnę się od nich wszystkich, i skupię się na tym, co lubię najbardziej? I jak w końcu stanę się pełnoletni, zmniejszę częstotliwość tych bankietów. Nie mam ochoty na żadne szukanie żony. 
Wracając już do akademika poczułem czyjeś emocje. Co konkretnie, nie potrafiłem określić; jakieś napięcie, poczucie obowiązku, determinację. Dyskretnie się rozejrzałem dookoła, ale nikogo nie dostrzegłem. Obecność ta nie opuszczała mnie aż do akademika, co mnie niepokoiło. Gdyby to był ktoś, kto tak jak ja po prostu chciał sobie pobiegać, albo przejść, no to już bym go nie czuł, a gdyby tak wracał ze mną, by się nie ukrywał. Ktoś nie miał dobrych zamiarów. Zamyślony wróciłem do pokoju, musząc koniecznie wziąć prysznic.

<Piesku? c:>

Etykiety

Archiwum