Od Mikleo CD Soreya

piątek, 11 lipca 2025

|
Patrząc na to, że sam go sobie na przyjaciela wybrałem, to chyba dla mnie dobrze, nigdy nie narzekałem na jego towarzystwo. Był oddanym przyjacielem, choć czasami zbyt mało w siebie wierzył. A przecież miał w sobie tyle dobra, tyle ciepła. Mógłby dać to komuś, kto potrafiłby to docenić w pełni. Potrzebuje jednak jeszcze trochę czasu, by dojrzeć do tej świadomości. Zdecydowanie nie powinien podchodzić do tego wszystkiego tak negatywnie.
- Skoro jesteś moim przyjacielem, to chyba mi to nie przeszkadza - Stwierdziłem zmęczonym głosem, zamykając oczy. Chciałem już odpocząć przed dalszą drogą.
Sorey nic już nie odpowiedział. Po prostu pozwolił mi w spokoju zasnąć w jego ramionach.

Przebudziłem się dziś wyjątkowo wcześnie, co w gruncie rzeczy wyszło na dobre, mogłem przygotować wszystko na naszą dalszą podróż i spróbować obudzić mojego przyjaciela, który jak zwykle miał potężne problemy ze wstawaniem. Czasami naprawdę nie miałem pojęcia, co robić, by wreszcie podniósł się z posłania. Nie chciałem oblewać go wodą ani w żaden sposób robić mu krzywdy, bo przecież nie o to w tym wszystkim chodziło. Dlatego cierpliwie czekałem na każdą jego powolną pobudkę, na każde leniwe przeciągnięcie się, na śniadanie, które jadł w najwolniejszym możliwym tempie, na w końcu nieśpieszne pakowanie i wyjście w drogę.
Podczas marszu starałem się jak najczęściej zwracać jego uwagę na różne rzeczy, na krajobrazy, zapachy, drobne cuda codzienności. Może w ten sposób łatwiej byłoby mu odnaleźć siebie. Może dzięki temu w końcu jego skrzydła się pojawią. A jeśli nie… cóż, trudno. To też w pełni zaakceptuję. Przed nami jeszcze dwa tygodnie podróży i, jak wynika z mapy, jutro powinniśmy dotrzeć do najbliższej wioski. Kto wie, może znów uda nam się wyspać w wygodnym łóżku i zjeść coś ciepłego? Oby tylko nie okazało się, że będę musiał znowu tam gotować.
Mam też nadzieję, że mój przyjaciel nie znajdzie tam sobie kolejnej przelotnej miłości. Choć z drugiej strony… kim ja właściwie jestem, by o tym decydować? To jego życie i jego wybory. Niech robi to, co uważa za słuszne i co czuje. Grunt, żeby mi o tym za wiele nie opowiadał, wtedy po prostu będę się czuł psychicznie spokojniejszy.
Oczywiście, z powodu deszczu, który dopadł nas późnym popołudniem, musieliśmy się zatrzymać. I tyle by było z wędrówki, którą tak uparcie próbowaliśmy kontynuować.
No nic, najwyraźniej wszystko w tej chwili sprzysięgło się przeciwko nam. Może to jakaś próba test, który ma sprawdzić, czy potrafimy wygrać z własnymi emocjami, ze zmęczeniem i tym upartym pragnieniem dotarcia na miejsce. Na nieszczęście wszystkich istniejących istot anielskich jestem bardzo cierpliwy i zniosę wszystko, nawet jeśli ktoś postanowi wystawić mnie na próbę ostateczną.
- To co, dziś rozkładamy namiot w jaskini? - Zaproponowałem, wskazując starą, opuszczoną grotę, którą wyczułem od razu, gdy tylko się do niej zbliżyłem. Jej ciemne wnętrze wyglądało na suche i w miarę bezpieczne.
- Chyba nie mamy wyjścia… I tak przez mnie znów musimy się zatrzymać - Westchnął, kolejny raz załamując ręce w swoim stylu, choć ja sam ani słowem mu tego nie wypomniałem.
- Na twoje szczęście lubię te nasze wspólne, dłuższe przerwy - Stwierdziłem spokojnie, chcąc w taki sposób poprawić mu choć odrobinę humor.

<Przyjacielu? C:> 

Etykiety

Archiwum