Od Haru CD Daisuke

piątek, 11 lipca 2025

|
 Leżałem spokojnie na łóżku, wpatrując się w sufit i wciąż w myślach analizując jego słowa. Miał rację, powinienem wreszcie zacząć skupiać się na sobie, na swoim dobru, zamiast wciąż roztrząsać, co inni o mnie pomyślą i rozpamiętywać wszystko złe, co kiedyś się wydarzyło.
Odkąd zginęli moi rodzice, przez całe życie nosiłem w sobie poczucie winy. Wystarczyło jedno krzywe spojrzenie albo kilka oskarżycielskich słów, żeby mnie złamać i wmówić mi, że to wszystko moja wina. I choć często nie miałem z tym nic wspólnego, gotów byłem przepraszać, jakbym naprawdę zawinił.
Pamiętam tamten dzień tak wyraźnie, jakby wydarzył się wczoraj. Mama jeszcze rano pogłaskała mnie po włosach i powiedziała, że wszystko będzie dobrze. Że nie muszę się martwić. Że ona zawsze wróci. Powtarzała to za każdym razem, kiedy wychodzili gdzieś z tatą z domu. A ja wierzyłem, że wrócą bo przecież zawsze wracali. 
Niestety gdy podczas mojej przemiany zabiłem ich, musiałem pogodzić się z tym że już nigdy nie wrócą i że wina zawsze będzie na mnie ciążyła jak kamień ciągnący mnie w dół.
- Chyba pójdę na dwór pobiegać - Usłyszałem nagle jego głos, który brutalnie wyrwał mnie z rozmyślań i przerwał ciszę, jaka do tej pory panowała w pokoju.
- Dobrze - Kiwnąłem głową, zerkając na niego kątem oka. Przez chwilę wahałem się, czy w ogóle powinienem to mówić, ale w końcu westchnąłem cicho i dodałem: - Tylko… nie wiem, czy cię zaraz nie zawrócą do środka. W teorii nikt z nas przecież nie dostał jeszcze oficjalnego pozwolenia na wychodzenie. - Wzruszyłem ramionami, starając się brzmieć obojętnie, chociaż obaj doskonale wiedzieliśmy, że tak naprawdę to żadna obojętność, a zwykłe zmęczenie. Zmęczenie tym, że mimo iż już udowodniono, że to nie ja zabiłem, że to nie ja byłem problemem, nadal traktowano mnie jak kogoś, kogo trzeba kontrolować i pilnować.
- Ale spróbuj, może tym razem ci się uda - Dodałem ciszej, bardziej dla siebie niż dla niego. - W sumie dobrze by ci zrobiło trochę świeżego powietrza. Nam wszystkim by zrobiło. - Na moment zapadła między nami niezręczna cisza. Wpatrywałem się w sufit, próbując nie myśleć o tym, ile jeszcze razy będę musiał udowadniać, że jestem niewinny.
- Po pierwsze, nie mam zamiaru ich słuchać. Nie zrobiliśmy przecież niczego złego, więc już dawno powinni byli zdjąć ten cały zakaz. A po drugie… - Zawahał się na moment, patrząc na mnie z nieoczytanym wyrazem twarzy - Tak się zastanawiam, może chciałbyś pójść ze mną?
Zdziwiony uniosłem wzrok i przyjrzałem mu się uważnie. Przez chwilę sam nie byłem pewien, co odpowiedzieć. Chciałem wyjść na dwór, to prawda. Chciałem poczuć choć odrobinę wolności i powietrza, które nie pachnie tym małym pokojem. Ale z drugiej strony nie miałem w sobie siły na kolejne kłótnie z nauczycielami i tłumaczenie po raz setny, że nie zrobiłem niczego złego. Byłem zbyt zmęczony, żeby jeszcze walczyć.
- No tak… - Westchnąłem cicho, opuszczając wzrok. – Wygląda na to, że nawet trochę się ciebie boją. A może bardziej… tego, z jakiego rodu pochodzisz - Dodałem, bo sam wielokrotnie to zauważyłem. Wystarczyło, że podniósł głos albo spojrzał na kogoś w określony sposób, żeby od razu robili krok do tyłu. W końcu w przyszłości miał być jednym z najpotężniejszych przedstawicieli swojego rodu. A to oznaczało, że będzie mógł zaszkodzić każdemu, komu tylko zechce.
Zamilkłem na moment, a potem pokręciłem głową.
- Poza tym… dziękuję, ale nie chcę iść na zewnątrz - Powiedziałem w końcu. - Wolę zostać tutaj. W tych czterech ścianach przynajmniej mam spokój. I chyba… chyba teraz właśnie tego najbardziej potrzebuję. - Wyjaśniłem, uśmiechając się do niego łagodnie. 

<Paniczu? C:>

Etykiety

Archiwum