Od Soreya CD Mikleo

poniedziałek, 7 lipca 2025

|
 O dziwo, to nie Mikleo mnie obudził, a ja sam. Tak sam z siebie? I to chyba jeszcze o dobrej porze, skoro Mikleo się nie obudził. Aż jestem sam z siebie zadowolony. I trochę zdziwiony, czemu Mikleo był tak blisko? Nie, właściwie, to nie, on był na swojej połowie, a ja byłem na jego, więc to moja wina. Co ja tu robiłem? I czemu się do niego przytulałem? Znaczy, to było bardzo przyjemne, może nie był jakoś bardzo ciepły, ale jakoś tak przyjemnie mi się przytulało do niego. Zresztą, zawsze musiałem się przytulać do kogoś. Albo czegoś. Zazwyczaj czegoś, i tym czymś była poduszka. No a teraz Miki był obok i jakoś go chyba tak wyczułem od razu... miałem nadzieję, że nie miał mi tego za złe. Ja nad tym nie panuję, a potrzebę, by się przytulać, mam ogromną. Podobnie jak potrzebę, by gadać. Nie sądziłem jednak, by m się do Mikleo przytulał. Przecież to był mój przyjaciel. I tylko mój przyjaciel. I tak pewnie będzie już zawsze. 
W tym samym momencie mój przyjaciel się obudził, otwierając swoje oczy. Nigdy nie mogę wyjść z podziwu, jakie te jego oczęta są piękne. No takiego koloru to ja chyba nigdy nie widziałem. Jest to wspaniały kolor, ten fiolet jest niepowtarzalny. I cudowny. No ja się nigdy nie napatrzę, zawsze będzie mi za mało. 
- Wyspany? - spytał zaspany, podnosząc się do siadu. 
- Tak, tak, o dziwo, tak. I jest chyba wcześnie, nie? Aż sam w szoku jestem – wyszczerzyłem się, także wstając. Skoro to Mikleo wstał, to i ja muszę, nie może być tak, że tylko ja leżę, a on robi. - I wiesz, ja cię przepraszam. Przytulałem się do ciebie. Nie panuję nad tym.
- Nic się nie stało. Nawet to było miłe i przyjemne – wyznał, co mnie zaskoczyło. Miłe i przyjemne? I mówi to on? Przecież Mikleo nigdy za bardzo nie przepadał za dotykiem fizycznym. A teraz mi mówi, że było mu przyjemnie. To coś mi się tak trochę nie zgadza. - Chodź, przygotujemy śniadanie – dodał spokojnie, wychodząc z namiotu. No a ja oczywiście za nim, chociaż jeszcze na chwilę musiałem się cofnąć, by założyć coś na swoje ramiona, bo wczesnym rankiem było bardzo chłodno, a ja miałem na sobie tylko spodenki. 
Pomogłem Mikleo w przygotowywaniu śniadania; teraz się mnie już przynajmniej nie pytał, co można by zrobić z danych składników, tylko od razu zabrał się do gotowania i tylko wydawał mi polecenia. A tego się nawet cieszyłem, bo ja tam z rana się nie nadawałem do myślenia. Po południu, i wieczorem też nie. Nigdy się do myślenia nie nadawałem, może dobrze, że już to zrozumiał. Dzięki temu nasze życie wspólne będzie lepsze. 
- Dobrze, teraz musimy trochę przepakować te rzeczy – stwierdził po jedzeniu i umyciu naczyń. 
- To ja mogę wziąć naczynia i zapasy – powiedziałem, na co Mikleo tylko westchnął cicho. 
- Mieliśmy to rozdzielić sprawiedliwie. 
- No, ja jestem w stanie unieść więcej, niż ty, dlatego sprawiedliwie będzie, jak ja będę nosił te ciężkie rzeczy, a ty te lżejsze, prawda? O, i jeszcze mogę wziąć namiot, on chyba też taki trochę ciężki jest – stwierdziłem, zabierając się właśnie za pakowanie tak, jak powiedziałem. On będzie ubrania nosił, no a ja całą resztę, to się wydaje być sprawiedliwe.

<Owieczko? c:>

Etykiety

Archiwum