Jego słowa dały mi nadzieję, że mam u niego szansę. Taka nadzieja nigdy się nie powinna we mnie znaleźć, a jednak... a jednak była. I trochę zaczęły mi się łączyć kropki; najpierw mówi o kwiatkach, a później o tym, że ktoś taki jak ja ma u niego szansę. O ile o to mu chodziło, ale musiało mu o to chodzić. On nie jest taki, jak reszta chłopaków,jest znacznie bardziej skomplikowany, trochę trudny, nie zawsze wiedziałem za bardzo, co ma na myśli, ale i jednocześnie wspaniały, kochany i niezwykły. I zdecydowanie lubił, kiedy myślałem. Może więc to są takie małe podpowiedzi od niego...? Albo właśnie tej chwili myślę, jak schrzanić cudowną przyjaźń. To naprawdę ciężki wybór. Wydaje mi się, że może tak odrobinkę byłem nim zauroczony, i to od dłuższego czasu, i... to tak nie do końca chce minąć, o czym z każdą chwilą sobie coraz to bardziej uświadamiam; i nie mogę bez niego normalnie spać, żyć, a jak zauważyłem zainteresowanie innego mężczyzny jego osobą... to chyba wystarcza, prawda? Mogę w sobie ukryć te emocje, zdusić głęboko w sobie, ale teraz, jak już wiem, że taka beznadziejna osoba, która mu nawet nie dorasta do pięt, czy to pod względem wyglądu czy charakteru, ma u niego szansę... chciałbym spróbować. Chyba. To może być bardzo trudne, no bo go znam, i to znam aż za dobrze, a jednocześnie nie mam pojęcia o jego upodobaniach. Kwiaty on lubi, co nie jest takie częste u chłopaków, prędzej u kobiet, a na podrywaniu kobiet to ja się nie znam. Nigdy nie sprawiałem żadnemu mojemu partnerowi upominków, byśmy byli razem. Po prostu jakoś to wychodzi; od słowa do słowa, i jakoś tak ten związek był. Nie mam pojęcia, jak się będę starać... no ale będę. Dla niego.
Wtuliłem się w jego ciało, nic już nie mówiąc. Musiałem pomyśleć, co by tu zrobić, oczywiście poza kwiatami, chociaż... nie powinienem się zastanowić, jakie to powinny być kwiaty? Bo nie wydaje mi się, aby to były takie zwykłe, polne chaszcze, z których to Miki potrafi zrobić pyszne herbaty. Ale muszą być polne. Albo leśne. Nie znajdę nigdzie nic takiego ogrodowego w trasie... będę się musiał rozglądać za czymś ładnym. I coś, co do niego pasuje. Jak niezapominajki. Oj, niezapominajki tak wspaniale do niego pasowały. I jeszcze jak coś zarobię, będę musiał mu kupić. Ale nic niezużywalnego, jak chociażby jedzenie. Jakiś upominek, coś, co z nim zostanie. Może biżuterię? O, jak wspaniale by do jego karnacji pasowało białe złoto... na które mnie nigdy nie będzie stać. No chyba, że się nagle okaże, że moi rodzice, albo chociaż jedno z nich, byli obrzydliwie bogaci i coś mi zapisali w spadku, chociaż takie pieniądze nie byłyby mi aż tak potrzebne. Znaczy się, ułatwiłyby mi podróż, czy coś, ale to wszystko, do czego mógłbym je wykorzystać. Tutaj, póki ten świat umiera, pieniądze nie są aż takie ważne.
Ale biżuteria nie jest takim złym pomysłem. Tylko... może nieco tańsza. Albo może kupiłbym jakieś składniki, z których to bym mu przygotował coś własnoręcznie. Może bym kupił rzemyki? Uplótłbym bransoletkę... ale taka prosta bransoletka? To za mało. Do tego jeszcze jakiś kamyk, ze znaczeniem, może...
- Hej, zaraz ci głowa zaparuje od tego myślenia – rozbawiony głos Mikleo wyrwał mnie z zamyślenia. Nie powiedział nic takiego, a ja i tak, z nieznanego nawet mnie powodu, zarumieniłem się brzydko.
- Wybacz... trochę gorąco tu, co nie? Może bym kupił składniki i zrobił ci lemoniady? - zaproponowałem, podnosząc się do siadu. Im szybciej się zabiorę za bransoletkę, tym lepiej dla niego, a przynajmniej tak mi się wydaje.
<Owieczko? c:>