Co jak co, ale ja naprawdę nie chcę kiedykolwiek rezygnować z przyjaźni z Mikleo. On był dla mnie naprawdę ważny, przecież ja jestem osobą bardzo towarzyską, poznałem naprawdę mnóstwo ludzi, i tylko z nim czułem się tak... dobrze. Swobodnie. Przy nim mogłem wszystko, i niczym się nie musiałem przejmować, wiedziałem, że mogę na nim polegać i zawsze staram się mu pokazać, że może liczyć na mnie. Wierzyłem, że jeśli kiedykolwiek sobie kogoś znajdę, to kontakt z moim przyjacielem się nie urwie. I ja już dopilnuję, by tak właśnie było... o ile w ogóle kiedykolwiek sobie kogoś znajdę. Do tej pory moje związki były intensywne, ale krótkie. Z początku było miło, cudownie, i się kończyło, bo... właśnie, nie miałem pojęcia. Powody były najróżniejsze i praktycznie zaczynało się psuć w tym samym momencie; po pierwszym stosunku. Czasem taki związek troszkę dłużej przetrwał, najdłużej chyba byłem w takim związku ile, z miesiąc? Może to ze mną jest problem?
- Nie będę chciał rezygnować z naszej przyjaźni, tego możesz być pewien. A nie możesz być pewien tego, że sobie kogoś znajdę. Nigdy moje związki jakoś długo nie trwały. Może ja się nie nadaję do związków? Możliwe, że jestem taki trochę nie do związków. Tacy ludzie też są. Czy tam anioły. Znaczy się, anioły to chyba nawet w ogóle nie powinny się takimi rzeczami nie powinny przejmować – odpowiedziałem, dalej taki trochę zmartwiony, że w ogóle pomyślał sobie, że będę go chciał zostawić i zapomnę o nim całkowicie, kiedy jakiś ładny chłopak się zakręci obok mnie.
- Nie chodziło mi jakieś przelotne, nastoletnie związki, a o prawdziwy związek. Jeszcze zobaczysz, o co mi chodzi, kiedy tak się prawdziwie zakochasz – odpowiedział, na co westchnąłem cicho.
- Trochę wątpię, że się zakocham. Ja i miłość jakoś się tak w parze nie łączymy. Więc wychodzi na to, że będziesz na mnie skazany. Chyba, że ty się zakochasz, i będziesz chciał odejść w swoją stronę – wyjaśniłem, nie spuszczając wzroku z jego twarzy.
- Daj sobie czas. Tutaj, w środku lasu, ani ty, ani ja nie znajdziemy swoich miłości – powiedział rozbawiony, a ja od razu podjąłem temat.
- A co, jeżeli znajdziemy? A tak właściwie, już znaleźliśmy? I w tym momencie na nią patrzysz? - wyszczerzyłem się do niego głupkowato, na co Miki tylko prychnął cicho.
- Mhm. Na pewno. Słyszysz? Rzeka. Już jesteśmy niedaleko – zmienił temat, a ja, na jego słowa, westchnąłem z ulgą. Ja już bym chciał zdjąć ten plecak, torbę, i walnąć się na koc. Swoją drogą, bardzo szybko to minęło. Zajęliśmy się rozmową, i już jesteśmy na miejscu. Niesamowita sprawa. - Gotowy na twoje lekcje?
- Jakie lekcje? - spytałem, marszcząc brwi. Ja miałem ochotę na odpoczynek, a on mi o lekcjach? Znaczy się, miałem sobie pomedytować, ale to chyba nie lekcje.
- Muszę cię nauczyć trochę życia i przydatnych rzeczy, jak chociażby czytanie mapy. Jakieś podstawy gotowania. Coś, co sprawi, że nie umrzesz w przeciągu pięciu minut, jeżeli się przypadkiem rozdzielimy – wyjaśnił, rozglądając się za jakimś dobrym miejscem na rozłożenie obozu.
- Wydaje mi się, że ja jestem zbyt tępy do takich rzeczy. Nie wiem, czy warto tracić twój cenny czas na takiego mnie – odpowiedziałem, drapiąc się nerwowo po karku.
<Owieczko? c:>