Co jak co, ale cieszyłem się, że Miki dał mi się prowadzić. Że mogłem decydować, a on mi się dał prowadzić, gdzie tylko chciałem. Miła odmiana. Do tej pory zawsze robią za nim szedłem, dałem się prowadzić, słuchałem, bo wiedziałem, że on się znał, on wiedział, gdzie powinniśmy iść, no i mu w stu procentach ufałem. A kiedy ja tak prowadziłem... zupełnie inne uczucie. Czułem się bardziej odpowiedzialny. No bo przecież ciążyła na mnie odpowiedzialność; musiałem zadbać o jego bezpieczeństwo, i rozrywkę, i o powrót, i o wszystko. I go nie zawiodę. Nie mogę go zawieść. Jeżeli go teraz zawiodę, no to faktycznie pokażę, że jestem chłopcem, a tego przecież nie chcę.
Podchodziliśmy po mieście, trochę go zwiedzając, ale szybko poczułem i zauważyłem, że mój mąż wzbudza emocje wśród tutejszej ludności, głównie zainteresowanie. Nie ma co im się dziwić, widać na pierwszy rzut oka, że jest kimś niezwykłym i wspaniałym, a na dodatek przepięknym, no ale jest moim Serafinem. Mogliby sobie znaleźć kogoś innego. Zwłaszcza ci mężczyźni. Widziałem to spojrzenie, znałem to spojrzenie, i mi się ono nie podobało.
I z tego powodu zdecydowałem się całkiem szybko opuścić miasto, a może raczej miasteczko, szukając jakiegoś cichego miejsca poza nim. Jak większość miast, niedaleko była rzeka, nas którą zdecydowałem się zatrzymać, usiąść nad jej brzegiem i tak po prostu pobyć w naturze. Tutaj, pomiędzy jednym krzaczkiem, a drugim, nikt nas nie zaczepi, nie będzie żadnej próby flirtu i tylko to miało dla mnie znaczenie. Nie powinienem zabierać mu tej szansy poznania kogoś, ale doskonale zdawałem sobie sprawę, że jego widok z kimś innym by mnie zabolał. I psychicznie, i fizycznie.
Ja to dopiero jestem strasznie samolubny.
– Malownicze miejsce – odezwał się Miki, siadając na bluzie, którą rozłożyłem. Nie mogłem pozwolić na to, by siedział na zimnej ziemi. Ja tam mogłem, ale jemu się nie godzi. – Trochę jakby czas przestał tu płynąć.
– Tak, zwłaszcza widać to po łazienkach – wyszczerzyłem się głupio, patrząc na spokojne jezioro. Ale miał rację. Wszyscy sobie żyli spokojnie, swoim rytmem, jakby nic złego się nie działo, a przecież świat się rozpadał. Nie wiedzą o tym? A może udają, że nie widzą, i liczą na to, że problem sam zniknie?
– Nie są takie złe. Chyba, że już zdążyłeś się zjednoczyć z naturą i polubić kąpanie w zimnej wodzie – powiedział uszczypliwie, zerkając na mnie z rozbawieniem.
– Nie ma nic lepszego, niż po kilku dniach deszczu wykąpanie się w lodowatej wodzie z rzeki – podchwyciłem, szczerząc się jeszcze szerzej. Tylko ja, i on, i nic więcej mi do szczęścia potrzebne nie było. – Mówiłeś ostatnio, że może by się znalazło kogoś, kto by mi powiedział, kim jestem. Myślisz, że tutaj ktoś taki jest? – zapytałem, bawiąc się swoimi dłońmi. Chciałbym, o ile jest to w ogóle możliwe w moim przypadku, przywołać skrzydła. Miki myśli, że niewiedza w moim przypadku jest tym czynnikiem blokującym. A skoro Miki tak myśli, to tak musi być.
<Owieczko? c:>