Na jego słowa wyszczerzyłem się głupio, chociaż w sumie to nie sądziłem, że mogę s szczerzyć się bardziej. Zresztą, to nie tylko jego słowa, a także jego uśmiech; subtelny, niezauważalny, ale wspaniały jednocześnie. Zauważyłem, że ostatnio bardzo się stara, by ten gest robić częściej. I dostrzegam, oraz doceniam każdy ten jeden raz, zapisując to sobie w pamięci. Wielu rzeczy mogę nie pamiętać, zwłaszcza takich dziwnych dla mnie i przydatnych według innych, no ale jego uśmiech? Jego uśmiech był najważniejszy dla mnie.
– Postaram się być dla ciebie jeszcze bardziej niemożliwy – dodałem, zadowolony z siebie. Najważniejsze, że osiągnąłem swoje, i Miki będzie ze mną jadł. Co innego, kiedy je się samemu, i kiedy je się w tak wspaniałym towarzystwie, jakim jest mój przyjaciel.
– A później będzie ci burczeć w brzuchu całe dnie – westchnął cicho, niepocieszony.
– Jakoś sobie z tym poradzę. Zresztą, tyle dni przetrwałem, to i kolejne przetrwam – odpowiedziałem beztrosko, dopijając swoją lemoniadę. – Może dolać? Mamy cały dzban – zaproponowałem, patrząc na jego pustą szklankę.
– Czemu nie. Skoro już zrobiliśmy, musimy korzystać – odpowiedział, wyciągając rękę ze szklanką.
Od razu zabrałem naczynie, z którego pił, i zaraz go wypełniłem. Musiałem się skupić na czymś pozytywnym, dobrym, odgonić od siebie myśli odnośnie przyszłości, o którą się obawiałem, ale głównie ze swojego powodu. O Mikleo się nie martwiłem, on był wspaniały, na pewno go przyjmą, gdziekolwiek by nie chciał pójść. Nie to, co ja. Ja jestem zbyt chaotyczny, by każdy tak dał mi szansę. Albo mnie przyjmą, i po jakimś czasie wyrzucą. Tak też może być. Bo się nie będę sprawdzał. Mój Boże, przecież tak może być. I go jest jeszcze bardziej prawdopodobny scenariusz niż ten, w którym to mnie nie przyjmują.
– Proszę, pyszna lemoniada dla pięknego Serafina – odpowiedziałem, podając mu jego szklankę.
– Dziękuję – powiedział i odwrócił głowę w stronę okna. Wydawał się obserwować świat zza okna takim tęsknym spojrzeniem. Ależ ja głupi jestem. I samolubny. Oczywiste jest to, że wolałby wyjść na dwór, a siedzi tu ze mną, bo ja jestem zazdrosny. Mówiłem mu, że nie musi ze mną iść, ale on oczywiście poszedł za mną. No i później nie przyjmuje komplementów, że jest wspaniałym. No a jest wspaniały. I to znacznie bardziej niż wspaniały.
– Jeśli chcesz, możesz opuścić pokój. Ja cię tu nie trzymam – dodałem cicho chcąc, aby wiedział, że ma tę możliwość. Nie będę wtedy zachwycony, znacznie bardziej wolę, by tu przy mnie był, wtedy jestem spokojny, pewny, że nigdzie mi nie znika, nie ucieka... no ale ja tu nie jestem najważniejszy.
<Owieczko? c:>