Nie zgadzałem się z nim. Każdy głupi potrafił kupić składniki, i wycisnąć sok. Z syropem było więcej roboty, no ale i tak najlepiej smakuje schłodzona. A gdyby nie Miki... cóż, lodówki tutaj nie ma. Ogólnie mam wrażenie, że im dalej idziemy, tym dalej od nowoczesnej technologii; tak, jakby czas się zatrzymał. Było w tym coś magicznego... chociaż, nie wiem, czy bym się tak cieszył, gdyby i takie wyposażenie łazienkowe stanęło w miejscu. Nie jest najnowocześniejsze, ale jest stabilne. Nie mogę narzekać, warunki i tak lepsze, niż w dziczy. Ciekawe, jak to będzie na miejscu. W którą stronę Strażnicy poszli? Skoro to równowaga, to musi być po równo i tego, i tego. A może u nich to jeszcze jakoś inaczej wygląda? Ciekawe... Obyśmy tam w końcu trafili. I oby Mikiemu się spodobało, i żeby znalazł swoje szczęście, i cel. I oby go nikt nigdy więcej nie traktował jak dziadek. Póki przy nim jestem, i póki żyję, będę go pilnował i nie pozwolę na jego krzywdę, ale gdyby mnie przy nim zabrakło...? Na razie mam się świetnie, i go bronić mogę, chociaż wydaje mi się, że on jest silniejszy ode mnie, jak chodzi o moce. Zawsze taki opanowany, pewny siebie, wyważony... A ja? Dalej nie do końca wiem, co mogę, czego nie mogę, kiedy używam danej umiejętności, a kiedy nie. Jestem naprawdę beznadziejny, aż dziwne, że tyle się uchowałem. Może jako głupi, po prostu mam szczęście. To jest chyba jedyne racjonalne wytłumaczenie.
– Wydaje mi się, że najważniejszy jest chłód, i syrop, bez tego nie byłaby taka dobra... więc wykonałeś najważniejszą pracę – wyszczerzyłem się do niego, chcąc bardzo, by przyjął swoje zasługi. Jest niesamowity, i to pod każdym względem, a jednak cały czas się wycofuje, nie przygarnia tego. Będę mu więc mówił tyle komplementów i tak go chwalił, że w końcu w siebie uwierzy. Jakże bym chciał, żeby przyznał przed sobą samym, że jest wspaniały, i wartościowy, i mądry, i piękny, i wszystko inne, co najlepsze. Bo właśnie taki był. Istne ucieleśnienie dobra. Idealny byt. Jestem pewien, że nigdy nie spotkam nikogo lepszego, no bo taki ktoś nie istnieje. Chyba, że ma jakiegoś bliźniaka, o którym nie mam zielonego pojęcia.
– Ależ ty uparty – pokręcił z niedowierzaniem głową, podchodząc do parapetu, by zaraz na nim usiąść.
– Wiesz, jak uparty, to i głupi, wszystko się zgadza – wyszczerzyłem się jeszcze bardziej, siadając na łóżku.
Niby patrzyłem na okno, ale w rzeczywistości zerkałem na niego, dopiero teraz mając chwilę, by zarejestrować drobne zmiany, jakie pojawiły się w nim od czasu naszego ponownego spotkania. Wcześniej wszystko na szybko, w pośpiechu, coś się działo... a teraz mogłem chwilkę na niego popatrzeć. Już nie ma takich zapadniętych policzków, tylko ładną, zdrową buzię, chociaż dalej szczupłą, a to oznaczało, że i reszta jego ciała wygląda lepiej. Włosy też mu urosły, nie jakoś mocno, ale nie są aż tak króciutkie. Mnie aż tak szybko nie rosną, ale to i lepiej. Takich krótkich nie ogarniam, a co dopiero, gdybym miał jeszcze dłuższe. Nagle jego cudne oczy spojrzały na mnie, przyłapując na gorącym uczynku. I mimo, że nic nie powiedział, odwróciłem wzrok czując, jak się czerwienię.
– Myślisz... myślisz że jak tam będzie? Przyjmą nas – spytałem, chcąc skupić jego temat na czymś innym, zanim zacznie się pytać, czemu się na niego tak gapię.
<Owieczko? c:>