Zadowolony z faktu, że w końcu jestem czysty odłożyłem maść, której tak nie cierpiał, i rozciągnąłem się leniwie. Jeszcze kilkanaście godzin temu był taki nieśmiały, taki niepewny; ukrywał się przede mną, nie chciał na mnie patrzeć, a później kręcił nosem, że zrobi mi krzywdę, że to może nie jest taki dobry pomysł, ignorując przy tym własne pożądanie gdzieś pod warstwą tych wszystkich innych, poplątanych emocji. I dobrze, że się zmienił. Zdecydowanie podobał mi się ten bardziej zuchwały Haru, który niezależnie od tego, co się wokół niego dzieje gdzieś tam ma odruchy i myśli z tyłu głowy, by zadbać i o mnie. To nie zawsze jest takie częste; niemalże za każdym razem miałem partnera, który koniec końców dbał o swoją przyjemność, dostosowując tempo czy pozycję do tego, by to jemu było wygodnie. Na początku myślałem, że tak musi być, z czasem jednak miałem dosyć takiego traktowania, próbując z dziewczynami; seks z nimi był inny, na swój sposób trudniejszy, ale lepszy. I bardziej wdzięczny. Nie tak łatwo doprowadzić dziewczynę do osiągnięcia spełnienia, ale kiedy już się to zrobi, satysfakcja jest niesamowita.
Haru na powrót przypomniał mi, że zbliżenie z mężczyzną — albo prędzej chłopakiem — potrafi być cudownie przyjemny. I też jednoczenie wycieńczający, przynajmniej dla mnie. Warty jednak powtórzenia przy następnej pełni... bo wcześniej raczej sposobności nie będzie.
Przez chwilę się zastanawiałem, czy powinienem wstać i się ubrać. W końcu, czy był sens? Tej nocy późno pójdziemy spać, i niezbyt mi to przeszkadzało. Miło zatracić się w przyjemności, którą mi przekazuje... chociaż i tak staram się trzymać swoje emocje na wodzy, chociaż przy nim jest trudno. Już nieco zdążył nauczyć się mojego ciała, a to mi znacznie utrudnia sprawę.
Po krótkiej chwili zdecydowałem się ubrać na swoje ciało szlafrok, i tylko szlafrok. Na tyle długi, by zakryć co potrzeba, i na tyle krótki, by zachęcić, pobudzić wyobraźnię. Zawsze dostawałem w nim mnóstwo komplementów.
Zaraz po tym Haru wrócił do pokoju, oczywiście jedynie w spodenkach, pachnąc typowym, tanim żelem dla mężczyzny. Nie przejąłem się tym zbytnio. Chwila, dwie, zapach zniknie, pozostawiając tylko i wyłącznie jego naturalny, enigmatyczny zapach ciała. Ciężko mi było określić, co takiego mi przypomina, jednak cokolwiek by to nie było, podobał mi się. Trochę kojarzył mi się z dzikością, może żywicą, co nawet miałoby sens. W końcu, większość wilkołaków właśnie wywowdziło się z dzikich kniei.
– Piękne wdzianko – powiedział zafascynowany, zbliżając się do mnie. Z jego kosmyków woda kapała na ramiona, spływając po jego torsie, który wyglądał inaczej, niż kilka dni temu. Jak ludzie mogą się go bać, a on wstydzić się tego, jak wygląda? Gdyby patrzeć tylko na pryzmat jego wyglądu, to aż dziwne, że jest sam. Chociaż, jego charakter też nie odstrasza; owszem, ma problemy, duże problemy wynikające z przeszłości, nie walczy o siebie, ma problem z samoakceptacją, ale suma summarum, jest dobrą osobą. Troskliwą. Nie patrzy tylko na siebie. Potrzebuje chwili cierpliwości, i wsparcia, i byłby dobrym kandydatem na partnera. Przynajmniej tak mi się zaprezentował do tej pory, i taką energię od niego czuję. Jeżeli nie zatraci się całkowicie w poczuciu winy, ma wielkie szanse na bycie szczęśliwym. Nie to, co ja. Chyba, że będę miał szczęście, jak tata i uda mi się pobrać z kimś, kogo będę kochał, w co trochę wątpię.
– Prawda? – owinąłem się wokół własnej osi, chciał zaprezentować się ze wszystkich stron. Czas odłożyć nieprzyjemne myśli o przyszłości na bok i skupić się na tej chwili, która trwa i w idyllicznym świecie trwałaby bez końca. – Pomyśl tylko, jak wspaniale prezentowałbym się bez tych znaków... – dodałem, zauważając jego niezadowolone spojrzenie. Nie chciał, by jego oznaczenia znikały, nie tak prędko, czego nie rozumiałem, ale podobał mi się ten błysk rozdrażnienia w jego oku. Najdłużej chyba pozostaną ze mną malinki; na nie maść nie działa, muszą zejść same. Jak dobrze, że ich dużo na ciele nie mam, zdecydowanie więcej jest śladów pazurów i ugryzień.
<Piesku? c:>