Od Soreya CD Mikleo

środa, 2 lipca 2025

|
 Cieszyłem się, że Mikleo się zgodził, a ja mogłem mu pomóc chociaż swoją siłą. W końcu, tylko tyle mam do zaoferowania. Nie jestem mądry, nauka raczej nie wchodziła mi jakoś sprawnie do głowy. Mocno musiałem się przykładać do tego, by jakkolwiek sobie w klasie poradzić. A później zaraz wszystko zapominałem. Wyjątkiem była historia, jej uczyłem się z chęcią i wiele z niej zapamiętałem, jednak nie jest to przedmiot „ważny”.  Ja po prostu jestem specjalny, ale w tym negatywnym znaczeniu tego słowa. Przynajmniej nadrabiam czymś innym, czyli mięśniami. I czułością. I nadopiekuńczością. 
- Mam nadzieję, że czasem nam się uda zajrzeć do jakiejś wioski. To będzie dla nas małe udogodnienie – odpowiedziałem, mając trochę dosyć ciszy. Trwała ona jakieś dwie minuty, ale już miałem dosyć. Jak można nie mówić? Znaczy, się, czasem można, ale już mieliśmy taką przerwę na myślenie, i mi to wystarczyło.
- Już znudziłeś się moją osobą? - zapytał, delikatnie się ze mną drocząc. A to mi się bardzo podobało. Lubiłem właśnie takie lekko złośliwe wymiany zdań, ale takie pozytywnie złośliwe. On dogryzie mi, ja dogryzę jemu, a finalnie oboje się nie obrażamy na siebie. Bo o co by tu się obrazić, kiedy oboje nie jesteśmy poważni?
- Lubię poznawać nowe osoby, a dawno nie miałem ku temu takiej okazji. A teraz właśnie będzie ku temu idealny moment. I nie dość, że poznamy nowych ludzi, to może jeszcze udałoby się nam tam przenocować? Albo zjeść coś takiego trochę bardziej domowego? 
- O ile ci mieszkańcy byliby  przyjaźni i zgodzili się nam pomóc – zauważył, trochę sprowadzając mnie na ziemię. 
- Zgodziliby się. I zgodzą. Zobaczysz, udowodnię ci to, kiedy tylko będziemy mieć taką okazję. W sumie, to jak będzie w miarę ciepło, to może nie będziemy rozkładać namiotu? To zawsze trochę oszczędzimy czasu – dodałem, uśmiechając się łagodnie do niego, już mówiąc o czymś zupełnie innym. 
- I chcesz, by te wszystkie owady i inne żyjątka na ciebie w nocy wchodziły? - zapytał, trochę mnie zaginając. 
- No w sumie, nie pomyślałem o tym... ale z drugiej strony, co nam takie żyjątka mogą zrobić? Przecież jesteśmy od nich znacznie więksi, każdy normalny robaczek by do takiego giganta nie podszedł – odpowiedziałem, szybko zdając sobie sprawę, że to mi nie przeszkadza. Co będzie, to będzie, kilka malutkich robaczków nie sprawi, że umrzemy.
- Może nam wejść do ucha. Albo do nosa. Mogą nas pokąsać komary i przez cały dzień następny będziemy się drapać. Nie ma mowy, namiot będzie rozkładany co noc – stwierdził, na co westchnąłem cicho. Użył takiego tonu głosu, że nie mogłem mu powiedzieć nie. Zatem co wieczór rozkładanie namiotu i następnie wstawać wcześnie rano, by zdążyć go spokojnie spakować. 
- A masz jakiś pomysł, jak mnie nauczysz przywoływania skrzydeł? Jak u ciebie się to objawiło? Chociaż, znając ciebie, to pewnie przyszło ci to naturalnie – chciałem go trochę pociągnąć za język, by móc posłuchać jego głosu. On tak wspaniale brzmiał... Miki powinien zdecydowanie więcej mówić, ja go z chęcią mogę słuchać. 

<Aniołku? C:> 

Etykiety

Archiwum