Wtulony w poduszkę, zasnąłem szybciej, niż planowałem. Najwyraźniej to jeszcze nie był mój czas, żeby wstać, mogłem przecież pozwolić sobie na krótką drzemkę. W końcu i tak nikt mnie tu do niczego nie zmusi. Mam tu być i będę, dopóki naprawdę się nie wyśpię.
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Odruchowo uniosłem powieki i spojrzałem na zegarek, ciężko wzdychając. Nie było jeszcze nawet późnego popołudnia, a tak bardzo liczyłem na długi, nieprzerwany sen.
- Proszę - Wymamrotałem niechętnie, przekręcając się do siadu.
Do pokoju wszedł nasz opiekun, który dźwigał skrzynkę z jakimiś produktami spożywczymi. Bez większego zainteresowania odstawił ją w przedpokoju i spojrzał na nas z obojętnym wyrazem twarzy.
- Oto wasza dzienna porcja. Musicie sobie z tego coś ugotować. A jeśli nie potraficie... cóż, to już zdecydowanie wasz problem - Oznajmił tonem, jakby stwierdzał oczywistość.
Nie czekając na odpowiedź, odwrócił się na pięcie i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Westchnąłem ponownie, tym razem jeszcze ciężej. Zdecydowanie bardzo miłe z ich strony, jeśli nie umiemy gotować, to najwyraźniej mamy problem. A problemów ostatnio było aż nadto.
Spojrzałem na skrzynkę i na współlokatora.
- Na mnie nie patrz, nie potrafię gotować. Liczę na to, że przynieśli jakiś chleb, który da się zjeść - Stwierdził, wzruszając ramionami.
Westchnąłem w duchu. Wiedziałem jedno: teraz to ja będę odpowiedzialny za nasze posiłki. Fantastycznie. Oczywiście, lubiłem gotować, ale czy w tej chwili naprawdę mi się chciało? No, tak średnio. Co jednak miałem zrobić, skoro tylko ja znałem się na kuchni? I tyle było z mojego leżenia w łóżku.
Niechętnie podniosłem się z wygodnego materaca i podszedłem do worka, żeby sprawdzić, czym tym razem raczą nas opiekunowie. W środku znajdowało się kilka podstawowych produktów: trochę warzyw, jajka, mąka, kilka przypraw. Przynajmniej nie musieliśmy jeść surowych warzyw jak króliki.
- No dobrze - Westchnąłem, odwracając się do niego. - Lubisz omlety? Na przykład z warzywami? - Zaproponowałem, unosząc w górę karton z jajkami.
Miałem nadzieję, że choć to uda się zrobić bez komplikacji.
- Nie będę wybrzydzał, ucieszę się z czegokolwiek - Stwierdził spokojnie.
Poczułem ulgę. Bardzo dobrze, że nie zaczyna wymyślać, tego by jeszcze brakowało. Trzeba mu przyznać, że jest całkiem ugodowy… zresztą i tak nie miał za bardzo wyjścia.
Westchnąłem cicho i zabrałem się do pracy. Zacząłem przygotowywać nam pyszne omlety z warzywami, dorzuciłem ich trochę więcej, żeby posiłek był bardziej sycący. Przynajmniej na jakiś czas mieliśmy mieć spokój z głodem.
Mój towarzysz w tym czasie postanowił chociaż w czymś pomóc i przygotował nam ciepłe napoje. Uznałem, że to miły gest, nawet jeśli niewielki. W tej sytuacji każda odrobina współpracy była na wagę złota.
Gotowy posiłek nałożyłem na talerze i postawiłem je na stole, tuż obok herbaty. Dodałem też sztućce w końcu czymś trzeba było jeść.
- Smacznego - Rzuciłem, siadając na swoim miejscu przy stole.
- Dziękuję - Odparł krótko, po czym w milczeniu zabrał się za jedzenie.
I bardzo dobrze. Tak właśnie powinno to wyglądać, w ciszy i spokoju, żeby wszystko mogło się ładnie ułożyć w brzuchu. Bez zbędnych rozmów, bez napięcia. Chociaż przez chwilę zwykła, spokojna normalność.
<Towarzyszu? C:>