Kiedy tylko wszedł, od razu poczułem cudowny zapach naleśników, słodyczy i owoców. I czekolady. I czegoś jeszcze. A może to mój Miki? On przecież też miał taki swój specyficzny, słodki zapach, który przecież czułem każdej nocy przez to, jak blisko go siebie trzymam. Ale miał bardzo ciekawy zapach; trochę taka wanilia, trochę migdały, i coś jeszcze, może cukier palony? A to bardzo dziwny zapach dla takiego serafina wody. Woda to taki bystry żywioł, ożywiony, świeży, więc z taką wodą bardziej mi się kojarzy... sam nie wiem, sól morska, może mięta, szałwia? No ale nie takie słodkości. Ale ja nie narzekam, pachnie jak babeczka. Bylebym tego nigdy na głos nie powiedział, czy to przez sen, czy tak palnąć w głupocie.
Zadowolony spojrzałem na tackę, i... i coś mi nie pasowało. Czekolady były dwie, owszem, ale porcja tych cudownych naleśników? Jedna. Czemu jedna? Przecież jest nas dwoje. Czym on się naje? Martwiłem się, że nie je. Ja wiem, że nie potrzebuje, ale jedzenie dobrze wpływa na psychikę, a wiem, że przez dziadka jego psychika jest pewnie w słabym stanie. No i podróż, to też jest duże obciążenie psychiczne, zwłaszcza dla niego; on musi planować, pilnować, myśleć... tak, zasługuje na jakąś przyjemność.
- A gdzie twoja porcja? - zapytałem, przyglądając się mu z uwagą.
- Ja nie muszę jeść, pamiętasz? A im więcej oszczędzimy, tym lepiej dla nas. Ja sobie wziąłem czekoladę – odpowiedział, na co powoli pokiwałem, chociaż mi się to nie podobało. Powinien zjeść.
- To ja ci odstąpię naleśnika, albo dwa – zaproponowałem, chcąc tylko i wyłącznie jego dobra.
- Nie trzeba. Najważniejsze, byś ty się najadł. Musisz uzupełnić te wszystkie braki, jakie ci się namnożyły po tych kilku dniach restrykcyjnej diety - odpowiedział, uśmiechając się łagodnie. - A potem możemy leżeć... chociaż, trochę mnie to mierzi – wyznał, na co pokiwałem głową. Czyli nie chce ze mną leżeć. A ja z łóżka to bym się dzisiaj nie ruszał. Ale to nic, zbiorę się w sobie i spędzę z nim czas. O ile oczywiście będzie mieć na to ochotę. Może nie mieć. Tyle już ze mną jest, że może mieć mnie dosyć. Ale jak będzie chciał gdzieś wyjść, to muszę z nim pójść, przypilnować, by nikt nie zrobił mu krzywdy. I by bezpiecznie do mnie wrócił. Nie chciałbym, by coś się mu stało, nie przeżyję bez niego, i fizycznie i psychicznie.
- To zjem, ogarnę się, i może wyjdziemy? Zwiedzimy coś. Rozejrzymy. No chyba... no chyba, że mnie nie chcesz za towarzystwo – dodałem cicho, niepewnie na niego zerkając.
- Czemu miałbym ciebie nie chcieć? - odpowiedział pytaniem, nie spuszczając ze mnie wzroku. Ależ te jego oczy były wspaniałe. No, ja po prostu nie mogę się na nie napatrzeć. Tyle go znam, tyle go widziałem, i co? I dalej nie mogę się na niego napatrzeć. Właśnie takie niezwykłe oczy mnie najbardziej fascynowały. Może dlatego, że te moje są takie normalne, zwykłe i niknące w tłumie.
- No bo możesz mieć mnie dosyć... Każdy ma mnie w pewnym momencie dosyć – wyjaśniłem, niepewnie zabierając się za jedzenie.
<Owieczko? c:>