Od Soreya CD Mikleo

czwartek, 17 lipca 2025

|
 Nieważne, jak bardzo byłem zmęczony, bez Mikleo obok tak strasznie ciężko było mi zasnąć. Byłem w takim dziwnym stanie, jakbym tak śnił na jawie. I bałem się, że jak się obudzę z tego przedziwnego snu, to mojego przyjaciela nigdzie nie będzie. Nie, nie mogłem tak po prostu zasnąć. Musiałem się upewnić, że mój przyjaciel do mnie wróci z tej łazienki, nawet jeżeli zimny jak lód, musiałem go mieć blisko siebie. Wtedy, wtedy mogłem odpłynąć w świat pełen snów, których to nie pamiętałem, ale które to na pewno będę mówił na głos. Jak miło, że Mikleo nie ma do mnie żadnych problemów z tym związanych. Ileż to razy byłem budzony w środku nocy dlatego, ze gadałem o jakichś wiewiórkach kradnących mi jedzenie, czy jakieś takie inne głupoty? Bo on chce spać, a ja gadam. A później ja nie potrafiłem spać. 
– Mikleo jest wspaniały – pomyślałem, zanim zapadłem w sen. A może wymamrotałem? Sam nie wiem. Ale na pewno jest wspaniały, nie ma co do tego żadnych wątpliwości. 

Nie byłem pewien, co mnie obudziło następnego ranka. Było to słońce świecące mi prosto w twarz? A może czyjaś malutka dłoń poprawiająca moje kosmyki? A może i jedno, i drugie? Sam nie wiem, ale już raczej sobie nie pośpię. 
– Ale ci się śmiesznie włosy poczochrały – wymamrotałem, kiedy tylko go dostrzegłem. Rany, jaki on był piękny... On to miał szczęście, piękny i mądry. A ja? Kompletne jego przeciwieństwo. 
– To ty je czochrałeś, coś mamrotając o jakiejś owcy. Chyba śniłeś, że jakąś głaskałeś – wyjaśnił, a ja się wyszczerzyłem głupio. Cóż... to brzmiało, jak ja. 
– Głaskanie uroczych zwierzaków zmniejsza stres. A owieczki są urocze – wyznałem, zamykając na powrót oczy. Musiałem wstać. Pracować. Zarobić pieniądze, by kupić jedzenie na teraz, i później, i zapłacić za pokój, i... i w sumie, to byłoby na tyle. Ale tak nie miałem ochoty. Bolały mnie wszystkie mięśnie, i byłem taki zmęczony, i padnięty, i po prostu... Chciałem odpocząć. Po prostu. Jeden wolny dzień, na odpoczynek i regenerację swojego ciała. 
Szkoda, że nie mamy na to czasu. 
– Wiesz, że najwyższa pora wstać? – zapytał łagodnie, ale jeszcze nic nie robił takiego, dając mi odpoczywać. 
– Mhm... ale ten materac jest taki mięciutki. A mnie tak bolą mięśnie – westchnąłem cicho, otwierając oczy. – Daj mi chwilkę. Zaraz wstanę, i będę ciężko pracował. 
– Wiesz, jeden dzień tak przeznaczyć na odpoczynek... To nie jest taki głupi pomysł – powiedział, na co otworzyłem szeroko oczy, a serce zaczęło mi szybciej bić. 
– Na poważnie? – spytałem, pełen nadziei. 
– Na poważnie. Ale jeden dzień. Tylko jeden – zaznaczył, a ja tak czy siak byłem zachwycony. 
– Jeden dzień z tobą w łóżku mi w zupełności wystarczy, bym wrócił do zdrowia – powiedziałem, tuląc go do siebie mocno. Ale on jest cudowny. I mądry. I wspaniały. 

<Owieczko? c;>

Etykiety

Archiwum