Oczywiście, bardzo podobała mi się jego propozycja, z przyjemnością bym z niej skorzystał. Problem w tym, że... trochę się go boję. On nie wie, do czego jestem zdolny. Nie ma pojęcia, jak bardzo nie potrafię zapanować nad pragnieniami, które we mnie kipią, ani nad emocjami, które wirują wewnątrz jak burza.
- Nie kontroluję tego, co robię - Wyjaśniłem cicho, nerwowo poruszając uszami, gdy zza drzwi dobiegły odgłosy kroków. - Mogę cię poważnie zranić… pogryźć… skaleczyć głęboko. A takie rany nie goją się szybko. Zostawiają ślady, blizny, których nie da się zapomnieć.
Zamarłem. Ktoś zbliżał się do naszego pokoju. Rozpoznałem ciężkie, miarowe kroki, nasz opiekun. Żeby nie zobaczył mnie w tym stanie, szybko naciągnąłem kaptur na głowę. Schowałem uszy, schowałem siebie. Nie chciałem znów być oceniany. Nie chciałem słyszeć jego tonem wypowiadanych „dobrych rad”.
Daisuke spojrzał na mnie kątem oka. Nie musiał nic mówić, wystarczyło jedno spojrzenie, by wiedzieć, że rozumie. Po kilku sekundach do drzwi rozległo się ciche, kontrolowane pukanie. Zanim Daisuke zdążył odpowiedzieć, starszy opiekun już otwierał drzwi jak do siebie, bez pytania.
Wszedł z torbami pełnymi jedzenia i postawił je na ziemi, jakby to była kara, a nie obowiązek.
- Dzień dobry. To produkty potrzebne do całodniowego wyżywienia - Rzucił chłodno, rzucając na nas swoje typowe, lekko niezadowolone spojrzenie. - Haru, nie nosi się kaptura w zamkniętym pomieszczeniu - Dodał z tonem, który nie pozostawiał miejsca na dyskusję. Po chwili zniknął za drzwiami, jakby chciał być jak najdalej od nas.
Z irytacją przewróciłem oczami i zsunąłem kaptur z głowy, odsłaniając swoje wilcze uszy. Pod nosem mruknąłem kilka nieczytelnych, buntowniczych słów, bardziej dla siebie niż dla kogokolwiek innego.
Daisuke, jak tylko drzwi się zamknęły, uśmiechnął się zadziornie. Zbliżył się do mnie z tym swoim typowym luzem, który tylko potęgował we mnie wewnętrzny chaos.
- A więc... na czym stanęło? - Zapytał, kładąc dłonie na mojej klatce piersiowej, patrząc mi prosto w oczy.
Poczułem, jak moje serce przyspiesza, jakby chciało wyrwać się z piersi. To nie była tylko gra. To było coś więcej coś, z czym wciąż nie potrafiłem wygrać.
W milczeniu patrzyłem mu w oczy. Przez krótką chwilę, wystarczająco długą, by odczytać z jego spojrzenia wszystko, czego nie wypowiedział na głos. Wiedziałem, czego oczekuje..
Nie tracąc czasu, nachyliłem się i połączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku. Nie był delikatny, był pełen pragnienia, które przez długi czas tłumiłem, dusząc w sobie każdą iskrę. Teraz płonęła.
Czułem, że w tej chwili obaj tego pragniemy. Ciała mówiły więcej niż słowa, a napięcie między nami przestało być subtelną sugestią, stawało się rzeczywistością.
Jeśli nie bał się przekroczyć tej granicy, jeśli był gotów zaryzykować coś bardziej... niegrzecznego, byłem gotów pokazać mu, co to znaczy spędzić noc z wilkołakiem. Z kimś, kto nie tylko kocha namiętnie, ale też pragnie dziko, nieposkromienie, niebezpiecznie.
- Obyś tylko później tego nie pożałował - Wyszeptałem, popychając go na łóżko aby niezbyt delikatnie dobrać się do jego ciała, w tej chwili nie obchodziło mnie to czy przekrocze granicę, pozwolił mi zaszaleć a więc korzystałem z tego jak tylko potrafiłem starając się za wszelką cenę dbać nie tylko o swoje potrzeby ale i w tym całym chaosie zadbać o jego potrzeby, nie będąc w tym wszystkim zbyt delikatnym, polała się krew i zapewne zostaną bliznę. I choć bardzo starałem się nad tym panować nie potrafiłem, moje wilcze ja przejęło nade mną całkowicie kontrolę a ja wziąłem to co chciałem nie myśląc w tej chwili o konsekwencjach....
<Paniczu? C:>