Od Mikleo CD Soreya

czwartek, 17 lipca 2025

|
Po jego słowach nie mogłem powstrzymać szczerego śmiechu. Zabrzmiały tak absurdalnie zabawnie, że aż trudno było mi uwierzyć, że to właśnie on je wypowiedział.
- Hej, co cię tak bawi? - Zapytał, odwracając się w moją stronę i próbując skupić na mnie całą swoją uwagę.
- Jeden dzień w łóżku ze mną ci wystarczy? - Zapytałem, nadal się śmiejąc, ale już nieco łagodniej, patrząc mu prosto w oczy. Chyba pierwszy raz od dawna naprawdę szczerze się do niego uśmiechnąłem.
Sorey, słysząc moje słowa, wyraźnie się speszył. Jego policzki oblał rumieniec, a wzrok uciekł gdzieś w bok. Czyżbym kolejny raz go zawstydził? Przecież to on sam wypowiedział tę zabawną kwestię, ja tylko się zaśmiałem. A mimo to jego reakcja była taka, jakbym powiedział coś nie na miejscu.
– Przepraszam… nie o to mi chodziło - Wyszeptał cicho, jeszcze bardziej skrępowany. W jego oczach pojawiła się niepewność.
- Spokojnie, przecież tylko żartuję - Powiedziałem łagodnie, wtulając się w niego. Było mi przy nim naprawdę dobrze. I pomyśleć, że jesteśmy tylko przyjaciółmi… Czasami zachowujemy się tak, jakby łączyło nas coś więcej.
Nie odpowiedział. Po prostu leżał przy mnie w milczeniu, wtulony jak dziecko szukające ciepła. Trwaliśmy tak jeszcze przez dobrą godzinę. Muszę przyznać, że choć było to przyjemne, zaczęło mi się trochę nudzić. Leżenie w łóżku przez cały dzień może i brzmi kusząco, ale nie jestem przyzwyczajone do takiego rodzaju lenistwa. Poza tym ktoś musiał w końcu przynieść coś do jedzenia, nie zamierzałem pozwolić, żeby mój przyjaciel głodował.
Delikatnie wyswobodziłem się z jego objęć i wstałam, przeciągając się lekko. Czas rozpocząć dzień.
- Gdzie idziesz? Mieliśmy leżeć cały dzień w łóżku - Mruknął z niezadowoleniem, zaspanym wzrokiem śledząc moje ruchy w stronę łazienki.
Nie odpowiedziałem od razu, po prostu zamknęłem za sobą drzwi i doprowadziłem się do porządku. Przynajmniej symbolicznie, bo wciąż wyglądałam, jakbym dopiero co wstała z łóżka. Ale przecież tak właśnie było.
- Idę zamówić ci coś na śniadanie - Powiedziałem w końcu, wychodząc z łazienki i przeczesując palcami wilgotne jeszcze włosy. - Lenistwo lenistwem, ale coś zjeść musisz.
- Przecież mogłem sam coś przygotować - Burknął pod nosem, jakby próbując zachować resztki dumy. Ale nie oponował. Pokręcił się tylko trochę w pościeli i znów schował głowę w poduszce.
Zignorowałem jego mruczenie. Opuściłem pokoju i udałem się do gospodarza, by poprosić o śniadanie dla Soreya. Wiedziałem, co lubi, a czego nie ruszy za nic w świecie. Dlatego bez wahania zamówiłem dla niego naleśniki z owocami i odrobiną syropu klonowego. Byłem pewna, że mu posmakują. Sam niczego nie zamawiałem, w końcu zaoszczędzone pieniądze mogłem przeznaczyć na sprawienie mu drobnej przyjemności.
Czekając na naleśniki i dwa gorące napoje czekoladowe, usiadłem na jednym ze starych, nieco rozchybotanych krzeseł w jadalni. Gospodarz, starszy mężczyzna o łagodnym spojrzeniu i zmęczonym głosie, zagadnął mnie, z typową dla siebie ciekawością pytając, skąd tak właściwie się tu wzięliśmy.
Nie powiedziałem mu wszystkiego. Tylko tyle, ile chciałem. Niektóre rzeczy lepiej zostawić w cieniu, nie dlatego, że są wstydliwe, ale dlatego, że nie każdy musi wszystko wiedzieć. Czasem przeszłość powinna pozostać tylko naszą sprawą.
- Dziękuję - Powiedziałem w końcu, gdy gospodarz postawił przede mną tacę z talerzem pełnym naleśników i dwoma parującymi kubkami. Skinąłem mu głową z wdzięcznością i zabrałem się za powrót na górę.
Kiedy wszedłem do pokoju, Sorey leżał dokładnie tam, gdzie go zostawiłem, rozczochrany, z przymkniętymi oczami, wyglądał jakby zasnął. Ale kiedy postawiłem tacę na łóżku, uniósł lekko głowę i spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
- Już jestem. Smacznego - Powiedziałem cicho, siadając obok i sięgając po jeden z kubków pełnych gorącej czekolady.

<Przyjacielu? C;> 

Etykiety

Archiwum