Od Soreya CD Mikleo

środa, 16 lipca 2025

|
 Mimo, że nie miałem tak wiele siły, jak mam na co dzień, bez naruszenia nosiłem te wiadra z wodą i rąbałem drewno, byleby tylko coś tam zarobić. Na koniec tego dnia mój plan był prosty, skończyć pracę, zjeść, umyć się i spać. Nie miałem ochoty na poznawanie nikogo nowego, byłem troszkę wykończony i miałem w tej chwili znacznie ważniejsze rzeczy niż spędzanie czasu z innymi osobami. Mam Mikleo. On zawsze będzie dla mnie wystarczający, nie to co inni. No i też on zawsze przy mnie będzie, a przynajmniej tak mi obiecał, a ja zamierzałem trzymać go za te słowa kurczowo. Może i będę bez chłopaka, ale przynajmniej będę miał wspaniałego przyjaciela. Coś za coś. 
– W końcu – mruknąłem z ulgą, siadając, naprzeciw mojego przyjaciela. Byłem padnięty. I głodny. Zjadłbym cokolwiek, no, może poza mięsem, mięsa bym nigdy nie włożył do ust. 
– Bardzo zmęczony? – podpytał, przyglądając mi się z uwagą. 
– Mhm... Jak wejdę do wanny, to chyba tam zasnę – mruknąłem, opierając policzek o dłoń i przymykając oczy. Sam już nie byłem pewien, czy bardziej chciałem spać, czy jeść. A może ona na raz? 
– Zawsze możesz się umyć jutro z rana – zaproponował, na co pokręciłem głową. 
– Nie, nie, nie mogę tak. Nie położę się brudny do łóżka – pokręciłem głową, w ogóle tę myśl odrzucając. – Może wezmę dzisiaj tylko szybki prysznic. I zimny. Tak, to brzmi w porządku – zdecydowałem, zerkając półprzytomnie na kartę. Musiałem naprawdę mocno się skupić, by coś przeczytać, a i tak było to dla mnie niezwykle trudne. 
– Żebyś się nie przeziębił – odpowiedział, przyglądając mi się z uwagą i może nawet zmartwieniem. A to było naprawdę było urocze z jego strony. Nie miałem chyba nigdy chłopaka, który martwiłby się o mnie tak, jak właśnie mój przyjaciel. Ja naprawdę mam jakiś beznadziejny gust do facetów. A jak znalazłem kogoś fantastycznego, no to jest to mój przyjaciel. 
– Skoro do tej pory się nie przeziębiłem, to po chłodnym prysznicu też się nie przeziębię. Nie martw się tak o mnie – uspokoiłem go, uśmiechając się łagodnie. On był taki rozczulający... Idealny. Na takiego przyjaciela to ja zdecydowanie nie zasługiwałem. – Ja chyba wezmę ten makaron z warzywami. O ile dobrze czytam. Trochę mi się litery rozjeżdżają – przyznałem, odsuwając od siebie kartę. 
– Już zjesz i idziemy spać. Gospodarz nam przygotował pokój, taki na uboczu. Też poprosiłem o jedno łóżko, bo i tak śpimy razem, i tak, więc na co nam dwa.
– A gdybyśmy mieli dwa łóżka, to byśmy je złączyli w jedno duże... Mam nadzieję, że cię nie skopię z łóżka – odpowiedziałem, trochę się o to martwiąc. 

<Owieczko? c:>

Etykiety

Archiwum