Jednodniowa znajomość, no tak... A wielka szkoda. Dante wydawał się być naprawdę w porządku. Słodki i mądry, jak Miki, tylko, że nie był Mikim. Chociaż, jakby tak na to spojrzeć, to nawet z wyglądu, go przypomniał. Niższy ode mnie, chłodna karnacja, jasne włosy, jasne oczy... lubiłem taki typ. Tylko szkoda, że już jutro wychodzimy. Chociaż, jest jeszcze noc, ją też mogę wykorzystać na zagłębianie tej znajomości.
– No tak, ale zawsze fajnie kogoś nowego poznać – dodałem, patrząc na menu. Co by tu wybrać, co by tu wybrać... niestety, większość potraw miała tu mięso. Nie chciałem jeść mięsa, źle się z tym czułem. Ja wiem, że to normalna kolej rzeczy, potrzebujemy składników, które go się w mięsie znajdują, ale jakoś tak... no, nie potrafię. – W końcu, nie wiadomo, czy Dante tu zostanie na zawsze. Może w przyszłości go spotkamy? Ale byłoby wtedy fajnie.
– No nie mów mi, że już się zakochałeś – na jego słowa poczułem, jak uszy mi się czerwienią.
– Nie, nie, to nie tak. To nie jest miłość. To za krótko na miłość. Ale po prostu się wydaje być naprawdę fajnym chłopakiem – odpowiedziałem zawstydzony, skupiając się całkowicie na menu.
– Wiesz, że jutro rano wyruszamy, prawda? – zapytał mnie, używając takiego głosu, jakby się zwracał do małego dziecka. I w sumie, ja to takim dzieckiem jestem. Może nie fizycznie, ale psychicznie ze mną właśnie jak z dzieckiem.
– Wiem, wiem. I będę gotowy, nie martw się. Pamiętam o naszym celu – powiedziałem, uśmiechając się do niego lekko. – Pracowałeś na kuchni, nie? Co tam się wydawało najlepszego? I bez mięsa. Nie przepadam za mięsem – dodałem, chcąc trochę porzucić temat mojego chwilowego zauroczenia. Zresztą, zainteresowanie to było odwzajemnione, a skoro tak, to czemu by tego nie wykorzystać? Byłem w końcu chłopakiem z potrzebami, on też był chłopakiem z potrzebami, więc wydaje mi się, że fajnie by to tak było wykorzystać, zwłaszcza że znaleźć tak kogoś, komu się podobasz to z moją orientacją ciężko. A o tym nie chciałbym mówić z Mikim, jakoś tak dziwnie się czułem, kiedy o tym rozmawiamy. Przecież on jest Serafinem, na pewno nie ma takich potrzeb. Ja w sumie też nie powinienem mieć, a mam, no ale ja jestem dziwny, jakiś taki nie taki, jaki powinienem być, a on? On był perfekcyjny.
– Jak nie chcesz z mięsem, to chyba zostaje ci tylko makaron z serem i warzywami. Albo pierogi na słodko – zaproponował, na co się skrzywiłem.
– Nie lubię na słodko takich potraw... to może ten makaron ja bym wziął – odpowiedziałem, odkładając kartę.
– To ja wezmę pierogi. Pójdę ja zamówić, bo się jeszcze zagadasz i skończymy bez jedzenia – odpowiedział, patrząc za mnie znacząco. Nie rozumiejąc, o co mu chodzi, odwróciłem się, i przy ladzie dostrzegłem Dantego. A więc o to mu chodziło... Moje uszy na powrót zrobiły się czerwone.
– Nie musisz mi wypominać tego, że się tak dobrze dogadujemy – burknąłem, spuszczając zakłopotany wzrok. Jakoś się dziwnie czułem, kiedy mi tak zwracał na to uwagę.
<Serafinku? c:>