Od Soreya CD Mikleo

sobota, 12 lipca 2025

|
 Powinienem mu zaufać, bo przecież czemu miałbym mu nie wierzyć? A jednak ta niepewność z tyłu głowy tkwiła. Raz go wypuściłem w świat, i co? I przez rok nie było żadnego z nim kontaktu. Bałem się, że już go nigdy nie zobaczę. I pewnie bym nie zobaczył, gdyby mnie wtedy te kociaki mnie nie doprowadziły. Gdyby nie one, w tej chwili byłbym w albo w swoim pokoju, albo w pokoju mojej nowej sympatii, a Miki spełniałby nierealne wymagania dziadka. I mimo że w tej chwili jestem zmarznięty, głodny i obolały od spania na ziemi, znacznie bardziej wolę być w tej sytuacji, właśnie z Mikim, niż w akademiku bez Mikiego. 
- W sumie, to mnie zostawiłeś. Wtedy, kiedy skończyłeś edukację. Tak nagle... zniknąłeś. Bez pożegnania żadnego. Bez zostawienia żadnego namiaru do siebie, nic. Jak kamień w wodę. Myślałem, że cię straciłem już na zawsze – powiedziałem cicho, wpatrując się tępo w tańczące płomienie. 
- Wiem. Przepraszam, ale dziadek od razu przejął moje życie. I chociaż bardzo chciałem, nic nie mogłem z tym zrobić. Wiesz, że nie potrafię tak się mu sprzeciwiać, jak ty – wyjaśnił, delikatnie ściskając moją dłoń. - Na szczęście ty o mnie nie zapomniałeś, i się nie poddałeś. To w tobie uwielbiam, wiesz? I skoro ty dla mnie się postarałeś, to teraz się będę pilnować, byśmy się nigdy nie rozdzielili – dodał, a jego głos brzmiał tak ciepło i pokrzepiająco. 
- Mam nadzieję. Nie chcę znowu zostać bez ciebie – powiedziałem cicho, bo już sama ta myśl mnie przerażała. Kiedy byłem w akademii, wśród tych wszystkich ludzi, było... stabilnie. Nie najlepiej, ale ta samotność tak mnie nie dobijała, bo zawsze znajdowałem towarzystwo, i jakoś zagłuszałem tę tęsknotę za przyjacielem. A gdybym tak został sam tutaj? Aż mi się zimno w żołądku zrobiło, jakbym połknął kostkę lodu. Sam ze sobą, z własnymi myślami, i bez Mikleo? Brzmi jak koszmar. 
- Nie zostawię, możesz być tego pewien – zapewnił mnie, a mi nie zostało nic innego, jak tylko mu zaufać i zawierzyć w stu procentach. - A teraz może coś do jedzenia? Zaraz zobaczę, co tu można zrobić. 
Mikleo zajrzał do torby, a jego mina od razu zrzedła. Skoro mój przyjaciel, który jest geniuszem kulinarnym, nie widzi, co można by przygotować z naszych zapasów, to... cóż, naprawdę jest tragicznie. Obyśmy jak najszybciej znaleźli jakąś wioskę, ile ja bym dał za trochę pieczywa i jajka. Ale ja bym teraz sobie zjadł takie kotleciki jajeczne, albo ziemniaczki tłuczone, ze śmietanką, i mizerią, jajkiem sadzonym... taki prosty obiad, a ile bym dał, żeby teraz coś takiego zjeść. 
- Garść jagód? - spytałem żartobliwie, nie chcąc wywołać w nim poczucia winy. To nie jego wina. Jak już coś, to moja. 
- Garść jagód, i chleb, który może nam robić za sucharki. Jako dojrzewający chłopak powinieneś więcej jeść, no i też lepiej. To ma za mało składników odżywczych – westchnął cicho, zmartwiony tym faktem. 
- Nie jest tak źle, najważniejsze, by coś w tym żołądku było – skwitowałem, nie mając z tym problemu. 

<Owieczko? c:>

Etykiety

Archiwum