Od Mikleo CD Soreya

wtorek, 8 lipca 2025

|
Naprawdę nie mogłem uwierzyć, jak naiwny potrafił być Sorey. Wystarczyła mu chwila, żeby zauroczyć się jakimś zupełnie przeciętnym, nic nieznaczącym chłopaczkiem? Mój przyjaciel jest naprawdę skomplikowany, czasem aż trudno mi pojąć, jak bardzo potrafi być głupi. Lubię go, bo zawsze był przy mnie i mogłem na niego liczyć, ale czasami jego łatwowierność przekracza wszelkie granice.
Nie komentując jego słów, ruszyłem do lady i poprosiłem o makaron oraz pierogi. Ten cały Dante najwyraźniej uznał, że musi koniecznie się do mnie odezwać, ale ja jasno pokazałem mu, że nie chcę z nim rozmawiać. Nie interesował mnie ani on, ani jego życie. Właściwie nikt nigdy mnie nie interesował, żyłem wyłącznie po to, żeby spełniać oczekiwania dziadka i wszystkich, którzy byli ode mnie bardziej doświadczeni i mogli mnie czegoś nauczyć. A taki chłopak znikąd w niczym by mojego życia nie zmienił, wręcz przeciwnie, tylko by je zatruł.
- Jesteś strasznie nieufny - Usłyszałem jego głos za plecami.
A co on w ogóle sobie wyobrażał? Przecież dałem mu jasno do zrozumienia, że nie chcę żadnego kontaktu. Jeśli myśli, że próbą zaprzyjaźnienia się zatrzyma nas tu na dłużej, to się grubo myli. Choć… jeśli mój przyjaciel zdecyduje, że chce tu zostać, nie mam nic przeciwko. Coś podpowiadało mi, że ten chłopak naprawdę mu się podoba. A skoro tak, może rzeczywiście zapragnie zostać na dłużej?
To nic. Wędrówkę zawsze mogę dokończyć sam. Nie byłoby w tym żadnego problemu. Wiem, dokąd zmierzam i jaki mam plan. Dotarłbym tam samotnie, byle tylko nie przeszkadzać mu w próbie związku. O ile w ogóle cokolwiek by z tego wyszło.
- Odczep się - Warknąłem, ruszając w stronę stołu. Teraz pozostawało tylko czekać na posiłek. Miałem nadzieję, że ugotują go jak najszybciej, bo przeczuwałem, że Dante zaraz pojawi się także tutaj.
I rzeczywiście, nie minęło wiele czasu, kiedy dołączył do mojego przyjaciela. Z niesmakiem słuchałem, jak rozmawiają. Naprawdę? Dopiero się poznali, a już tak swobodnie wymieniali uprzejmości? Co to w ogóle miało być?
Westchnąłem zirytowany i wstałem od stołu. Sorey nawet nie zauważył, że odchodzę. Nie przejąłem się tym zbytnio, po prostu zabrałem klucze do pokoju i, nie czekając na jedzenie, na które całkowicie straciłem apetyt, ruszyłem schodami na górę.
Pokój okazał się mały, chociaż i tak znacznie większy od mojej chatki. Stały w nim dwa wąskie łóżka i była tam obskurna łazienka, która mimo wszystko w zupełności wystarczała na jedną noc. 
Nie mając żadnego konkretnego planu, po prostu położyłem wszystkie nasze rzeczy w kącie pokoju. Od razu ruszyłem do łazienki z jedynym zamiarem: zażyć ciepłej, odprężającej kąpieli. W tej chwili tylko tego mi było trzeba, żeby poczuć się choć odrobinę lepiej.
Na co dzień wolałem zimną wodę, odświeżającą, pomagającą zebrać myśli i zachować przytomność umysłu. Jednak po tak długiej i wyczerpującej podróży czułem ogromną ulgę, mogąc zanurzyć się choć na kilka minut w czymś ciepłym. Przez moment miałem wrażenie, że cały ciężar ostatnich dni powoli ze mnie spływa, razem z kurzem drogi i zmęczeniem.
W tej chwili niczego już więcej nie potrzebowałem, zajmowałem się w samym sobą znając czas mojemu przyjacielowi na te jakże śmieszne romanse.

<Sorey? C:> 

Etykiety

Archiwum