Od Mikleo CD Soreya

środa, 9 lipca 2025

|
Nie miał za co przepraszać. Po prostu chciałem, żeby choć odrobinę o siebie zadbał. To znaczy, zawsze o siebie dbał: brał regularnie kąpiele, przebierał się w świeże ubrania i pilnował, by być czystym. Ale mógłby też pomyśleć o swoim wyglądzie trochę bardziej o wizerunku, który robi pierwsze wrażenie. Naprawdę niewiele by go to kosztowało. Wystarczyłoby, żeby codziennie przeczesał swoje włosy i poprawił ubranie, zamiast chodzić w takich pogniecionych. Oczywiście, zajęłoby mu to może pięć minut, ale sądzę, że warto poświęcić te kilka chwil, żeby wyglądać na człowieka, któremu zależy.
- Cieszę się, że rozumiesz, o co mi chodzi - Powiedziałem spokojnie. - Jesteś głodny? Możemy zamówić ci coś na drogę. Pierwszy posiłek będziesz miał dopiero po południu - Poinformowałem go, nie mając już czasu na gotowanie. A jeśli zamówię mu jakąś przekąskę, zje ją w drodze i jego żołądek przestanie burczeć. Wszyscy będą zadowoleni, prawda?
- Niczego nie chcę - Mruknął cicho.
W tej samej chwili jego brzuch głośno zaburczał, wyraźnie zdradzając go przede mną. No tak, tego akurat mogłem się spodziewać, on może i niczego nie potrzebował, ale jego ciało miało na ten temat inne zdanie.
- W takim razie chodźmy jeszcze do gospodarza. Zamówimy ci coś do zjedzenia na drogę - Stwierdziłem z lekkim uśmiechem. Podałem mu jego torbę, wziąłem swoją i razem opuściliśmy pokój, zostawiając wszystko w nienaruszonym stanie. Przy oddawaniu kluczy gospodarzowi podziękowałem za gościnę.
Oczywiście, mimo narzekań mojego przyjaciela, zamówiłem mu przekąskę. Została starannie zapakowana w papierowy pakunek, żeby mógł ją wygodnie zabrać ze sobą. Niech korzysta z dobroci innych ludzi, w końcu gdyby gospodarz naprawdę nie chciał, nie podałby nam nawet kromki chleba. Co więcej, nie przyjął od nas zapłaty. Wręczył za to kilka monet „na później”, jak to ujął, i odprowadził nas do drzwi z łagodnym uśmiechem.
I tak znów rozpoczęła się nasza wędrówka, długa i męcząca. Całe dnie spędzaliśmy w drodze, a noce pod rozgwieżdżonym niebem, na cienkim kocu rozłożonym w namiocie. Dzięki temu, że spaliśmy razem, było nam choć trochę cieplej. Nasze ciała, chcąc nie chcąc, ogrzewały się nawzajem. Mnie temperatura była właściwie obojętna, nie odczuwałem chłodu tak jak on ale wyraźnie czułem, że mój przyjaciel potrzebował ciepła, które choć w niewielkiej części mogłem mu dać. Każdej nocy przytulał się do mnie, jakby szukał bezpieczeństwa, i nigdy go od siebie nie odsuwałem. Nie wiem, dlaczego to robił. Może to było po prostu jego naturalne pragnienie bliskości. W każdym razie nie miałem nic przeciwko. Lubiłem spędzać z nim czas, nawet jeśli polegał tylko na wspólnym leżeniu w ciszy.
- Myślisz, że daleko jeszcze musimy iść? - Zapytał pewnej nocy, gdy leżeliśmy już w namiocie, słuchając monotonnych uderzeń deszczu o płótno nad naszymi głowami.
- Myślę, że tak - Westchnąłem cicho. - Niestety, nie przebyliśmy nawet połowy drogi, którą mamy do pokonania. To oznacza, że przed nami jeszcze długa wędrówka - Wyjaśniłem spokojnie, wtulając twarz w koc, którym się przykrywałem. -Właśnie dlatego nie możesz teraz tracić energii. Musisz spróbować zasnąć. Jutro, jeśli pogoda będzie lepsza, podczas przerwy postaramy się poćwiczyć twoje skrzydła. Gdyby się pojawiły, moglibyśmy pokonywać trasę znacznie szybciej. To naprawdę wiele by ułatwiło - Dodałem, zerkając na niego zmęczonym, ale łagodnym spojrzeniem.

<Przyjacielu? C:> 

Etykiety

Archiwum