Ruszyliśmy więc w milczeniu w dalszą drogę skupiając się nad tym co znajduje się przed nami, to znaczy ja skupiałem się na drodze a on skupiał się na mówieniu czyli wychodziło mu najlepiej.
Przynajmniej nie przeszkadzał mi bo jego mówienie nie sprawiało na mnie większego wrażenia, milczałem oglądałem mapę czasem kiwając twierdząco głową i tak cały dzień w ciągu którego nic się nie wydarzyło.
A więc znów nastał wieczór szybka kąpiel trochę rozmów i sen.
I tak przez kolejne dni aż w końcu dotarliśmy do pierwszej wsi zmęczeni trochę głodni, ze względu na brak produktów spożywczych pragnących jedynie położyć się na wygodnym łóżku O ile w ogóle było to możliwe, zjeść coś ciepłego i odpocząć.
Ruszyliśmy więc w milczeniu w dalszą drogę, skupiając się na tym, co było przed nami. To znaczy, ja faktycznie koncentrowałem się na drodze, a on… na mówieniu, które wychodziło mu jak zwykle najlepiej.
Przynajmniej mi nie przeszkadzał. Jego głos gdzieś tam w tle był jak jednostajne tło, coś w rodzaju szumu, który ani mnie nie irytował, ani specjalnie nie angażował. Milczałem, od czasu do czasu zerkając na mapę i kiwając twierdząco głową, kiedy oczekiwał jakiejkolwiek reakcji.
I tak minął nam cały dzień długi, monotonny i spokojny, bo nie wydarzyło się właściwie nic wartego uwagi.
Nastał wieczór. Szybka kąpiel, trochę rozmów, kilka wymienionych uwag o trasie i o tym, co jeszcze przed nami, a potem sen, tak samo głęboki jak zawsze po całym dniu wędrówki.
I tak wyglądały kolejne dni. Jedne podobne do drugich, aż w końcu, zmęczeni, trochę głodni i znużeni brakiem świeżych produktów, dotarliśmy do pierwszej wsi.
Pragnęliśmy już tylko jednego, położyć się na choć odrobinę wygodnym łóżku, o ile w ogóle było to możliwe, zjeść coś ciepłego i wreszcie odpocząć.
Wioska nie była duża, właściwie bardziej przypominała kilka domów skupionych wokół niewielkiego placu niż prawdziwe osiedle. Już z daleka było widać dym unoszący się z kominów i światła w oknach, które w miękkim półmroku wieczoru wyglądały wyjątkowo zachęcająco.
Droga prowadziła między drewnianymi ogrodzeniami, za którymi rosły małe ogródki, w większości teraz puste po letnich zbiorach. Na progu jednego z domów siedział starszy mężczyzna, w milczeniu przyglądając się naszej dwójce, jakby oceniał, czy jesteśmy zagrożeniem, czy tylko kolejnymi wędrowcami szukającymi noclegu.
Po lewej stronie stała mała karczma, budynek o przygarbionym dachu i szyldzie z wyblakłym napisem, którego nie dało się odczytać bez podejścia bliżej. Pachniało tam jedzeniem, duszoną kapustą i czymś mięsnym, czymś, co od razu przywołało głód
Wokół było spokojnie. Kilka kobiet wracało z wiadrami wody, dwójka dzieci bawiła się patykami, szczekając na nas z oddali pies wyraźnie przekonany, że jesteśmy co najmniej podejrzani, budząc u mnie lęk i niepewność, bardzo nie lubiłem psów i chyba nigdy ich nie polubię...
Domy, choć stare, wyglądały na zadbane. Drewniane okiennice, drobne ozdoby przy framugach, starannie ułożone drewno na opał, widać było, że ludzie tutaj żyją skromnie, ale nie w nędzy.
- Idealne miejsce - Stwierdził zadowolony rozglądając się po małej wsi.
- Całkiem w porządku - Odpowiedziałem jak zawsze podchodzę do wszystkiego bardzo ostrożnie. - Powinniśmy poszukać jakiegoś miejsca na noc - Dodałem, szukając spojrzenia miejsca w którym będziemy mogli za drobną pomoc spędzić chociaż jedną noc.
<Przyjacielu? C:>