W jego pytaniach najgorsze nie były same słowa, ale to, że nie dawał mi ani chwili na odpowiedź. Każdą kwestię rozstrzygał sam, jakby wszystko układało się w jego głowie bez potrzeby wysłuchiwania mnie. Nie tak to powinno wyglądać. Zdecydowanie nie tak.
Powinien nauczyć się choć odrobiny cierpliwości, umieć poczekać, aż zbiorę myśli, zamiast podejmować decyzje w moim imieniu.
- Zacznę może od twojego pierwszego pytania - Powiedziałem cicho, siadając obok niego przy wolno płonącej rzece. Płomienie migotały na tafli wody, rzucając na jego twarz nikłe refleksy światła. - I bardzo cię proszę, żebyś na przyszłość nie odpowiadał sam sobie. A jeśli już musisz to robić, to chociaż mnie o nic nie pytaj. - Westchnąłem głęboko i odwróciłem wzrok, zbierając w myślach odpowiedzi, których tak bardzo nie chciał słuchać.
- Chciałbym, żebyśmy jutro wyruszyli o świcie - Oznajmiłem w końcu spokojnym tonem. Im szybciej zaczniemy, tym lepiej. Już i tak tracimy wystarczająco dużo czasu przez to, że idziemy pieszo, a nie lecimy.
- Z samego rana? - Spytał od razu z widocznym niezadowoleniem, które pojawiło się na jego twarzy. Cóż, jeśli myślał, że będzie spał do późnego popołudnia, to bardzo się mylił.
- Tak. Z samego rana - Powtórzyłem z lekkim naciskiem. - Odpowiadając na twoje drugie pytanie… Na ten moment nie wyczuwam, żeby jutro miało padać. Jednak jeśli prognozy się zmienią, dam ci znać wcześniej. W takim wypadku nie będziemy kontynuować marszu - Dodałem spokojnie, przenosząc spojrzenie na leniwie płynącą wodę. - Zostaniemy wtedy w jednym miejscu, z dala od zimnego deszczu. Trochę to wydłuży naszą trasę, ale jestem tego świadomy i już uwzględniłem to w czasie podróży. - Przerwałem na moment, starając się przypomnieć sobie wszystkie jego pytania.
- I wreszcie, jeśli chodzi o ostatnie… - Podjąłem po krótkim milczeniu. - Nie, nie jesteś dla mnie męczący. - Spojrzałem na niego uważnie, chcąc, żeby dobrze to zapamiętał. - To, co naprawdę mnie męczy, to twoje przekonanie, że doskonale wiesz, co chciałbym powiedzieć. Że nie potrzebujesz moich odpowiedzi, bo sam wszystko sobie dopowiadasz. To jest problematyczne. - Odetchnąłem głębiej i pozwoliłem sobie na szczerość, na którą do tej pory nie miałem odwagi.
- Chciałbym, żebyś mi czasem pozwolił mówić. Bez przerywania. Bez dopowiadania za mnie. Tylko tyle i aż tyle - Wyjaśniłem, bo oczywiście nie lubiłem zbyt dużo mówić i to był fakt, jednak jeśli już o coś mnie pytał to niech da mi odpowiedzieć a nie sam sobie wszystko dopowiada.
Mój przyjaciel westchnął ciężko, drapiąc się po głowie. Ewidentnie było widać, że zrobiło mu się trochę przykro po moich słowach. Może źle dobrałem słowa, może zabrzmiały ostrzej, niż powinny. Nie chciałem, żeby czuł się winny ani skrzywdzony. Chciałem jedynie, żeby przestał odpowiadać za mnie, zwłaszcza gdy sam zadaje mi pytania.
- Przepraszam… Ja już po prostu taki jestem - Powiedział cicho i zrobił minę zbitego psiaka.
- Wiem o tym bardzo dobrze i akceptuję to - Odparłem spokojnie. - Proszę cię tylko, żebyś czasem pozwolił i mnie odpowiedzieć. Szczególnie wtedy, gdy sam mnie o coś pytasz. - Sięgnąłem po puste, już czyste naczynia, które stały obok nas, i zabrałem je, chcąc choć trochę rozładować napięcie.
<Przyjacielu? C:>