Nie był już młodym chłopakiem… ale kim w takim razie był? Mężczyzną? Nie sądzę. Jeszcze nie. To nie był ten etap. Jeszcze nie teraz. W jego spojrzeniu wciąż czaiła się niepewność, której dorosłość nie zna. W ruchach brakowało mu tej pewności, którą mają ci, co przeszli już swoje i wyszli z tego silniejsi. Był młody. Nieopierzony. Tak samo jak ja. I choć czasem lubiliśmy udawać, że wiemy więcej niż naprawdę wiemy, że dorośliśmy do decyzji, które przerastały nas o głowę, prawda była inna. Obaj byliśmy jeszcze chłopcami, którzy zamiast iść w zaparte, powinni raczej słuchać tych, którzy znają życie lepiej. Ale przecież nikt z nas nie chciał być tylko „chłopakiem”. To słowo brzmiało zbyt lekko. Zbyt naiwnie.
- Obawiam się, że obaj jesteśmy jeszcze niedoświadczonymi chłopakami - Powiedziałem cicho, niemal szeptem, nie odrywając od niego wzroku.
On jednak patrzył gdzieś za okno. Niby spokojnie, ale zbyt długo, zbyt uparcie. Jakby coś tam zobaczył. Albo jakby chciał uciec wzrokiem, schować się przede mną. Przed moimi słowami. Przed sobą samym.
Milczał.
Nie rozumiałem, dlaczego unikał mojego spojrzenia. Czy zrobiłem coś nie tak? Powiedziałem coś, co go zraniło? Zawstydziłem go? Tego nie potrafiłem rozstrzygnąć. A może po prostu było coś we mnie, czego nie chciał już widzieć? Coś, co przypominało mu o czymś, od czego próbował uciec?
W mojej głowie piętrzyły się pytania, a żadna odpowiedź nie brzmiała uspokajająco. Nagle każde słowo, które wcześniej padło między nami, zdawało się nabierać nowego znaczenia. Każde spojrzenie albo jego brak robiło się cięższe. Jakby ważyło więcej, niż powinno.
Miałem tylko nadzieję, że się na mnie nie złości. Że nie nosi w sobie jakiejś cichej urazy, która z czasem przerodzi się w mur, nie do przebicia. Że to tylko chwilowe. Że znów spojrzy na mnie tak, jak przedtem z tym ledwie uchwytnym uśmiechem w oczach, który mówił więcej niż tysiące słów. Bo jeśli przestanie... jeśli naprawdę zacznie mnie unikać...
To nie wiem, czy będę w stanie to unieść.
- Jesteś na mnie zły? - Zapytałem w końcu, nie mogąc już dłużej znosić tej ciszy, która zawisła między nami. Moje słowa zawisły w powietrzu, a on uniósł wzrok z wyraźnym zaskoczeniem. W jego oczach dostrzegłem coś jeszcze, zakłopotanie, może nawet lekkie poczucie winy.
- Ja? Dlaczego miałbym być na ciebie zły? - Zapytał od razu, niemal z obronnym tonem, prostując się lekko i przypatrując mi się uważnie, jakby nagle chciał dostrzec coś, co wcześniej mu umknęło.
- Bo nie patrzysz na mnie, kiedy ze mną rozmawiasz - Wyjaśniłem spokojnie, choć w środku wszystko mi pulsowało. - Tylko zerkasz gdzieś w bok, jakbyś chciał uniknąć mojego spojrzenia. Czy powiedziałem coś nie tak? Albo zrobiłem? - To było proste pytanie, ale dla mnie miało ogromne znaczenie. Nie szukałem wymówek. Nie próbowałem niczego na siłę wyciągnąć. Chciałem tylko znać prawdę, nawet jeśli miała mnie zaboleć. Bo w tamtej chwili najgorsza była niewiedza. Te wszystkie domysły, które plątały się w mojej głowie i zatruwały myśli. Chciałem usłyszeć jednoznaczną odpowiedź. Zrobiłem coś nie tak a może nie.. Potrzebowałem jej bardziej niż czegokolwiek innego.
<Przyjacielu? C:>