Przechyliłem delikatnie głowę, analizując całe jego zachowanie; od małych, nerwowych gestów, po ton, a kończąc na buzujących w niego emocjach. Trafiłem w dziesiątkę. Ale on to wypiera. Dlaczego? To jest jakaś forma samoobrony? Wypiera się tego podświadomie? A może świadomie, bo myśli, że im bardziej i dłużej będzie tak myślał, to się w końcu ziści.
Albo po prostu nie nie ufa. Nie na tyle.
To też miałoby sens. Nie znamy się aż tak długo. Mieliśmy intensywny epizod, który zbliżył nas do siebie mocno, ale to dalej krótko. Nie znamy się aż tak dobrze, dopiero się tak naprawdę poznajemy, ja dzięki mojej mocy poznaję go lepiej, on mnie trochę mniej, ale ta znajomość przecież raczkuje... no, może już powoli staje na nogi, bo cała ta sprawa z morderstwem była drogą na skróty, a i pełnia mocno nas do siebie zbliżyła. Nie miałem pojęcia, co z tego wyjście finalnie, ale ciekawiło mnie to, dokąd nas to wszystko zaprowadzi. Poza tym... dobrze mi z nim tak było. Był inny, zdecydowanie inny od wszystkich tych osób, z którymi się spotykałem. Tamci byli płytcy, szybko mnie nudzili, myśleli może o dwóch rzeczach, nastawieni tylko na siebie i na swoje korzyści. A Haru był fascynujący. Skomplikowany. I taki niezwykły w swojej zwykłości.
– Jeśli tak twierdzisz – powiedziałem bardzo spokojnie, nie spuszczając z niego wzroku. Może nie były już wilcze i drapieżne, ale dalej miały ten niesamowity kolor i malutką iskierkę dzikości. Malutką, bo przygaszały ją niepewność. Bardzo się starał, by to ukryć, ale nie wychodziło mu to za dobrze. Może jestem za blisko? Nie wiem, czy to byłoby to; jeszcze przed chwilą szukał tej bliskości. Może nie mógł znieść prawdy. Ludzie często mają z tym problem. – Ale kiedy już zdecydujesz się być ze mną szczery, o ile się w ogóle na to zdecydujesz, będę tutaj, gotów cię wysłuchać.
– Kiedy wszystko naprawdę jest w porządku. Pomogłeś mi. Ulżyłeś i mojej duszy, i w sumie mojemu ciału też, i... i to wszystko – wyznał, znów starając się uśmiechnąć tak typowo dla siebie, by mnie uspokoić. I pewnie gdybym był takim zwykłym człowiekiem, albo miałbym inne umiejętności, uwierzyłbym mu.
– W porządku. Cieszę się, że mogłem pomóc – powiedziałem, skupiając się już na swojej kawy. Nie chciałem go przyciskać za bardzo, bo zacznie się wycofywać. Wszystko, co mogłem zrobić, to sprawić, by poczuł się przy mnie komfortowo. Chciałbym mu pomóc. Nie potrafię stwierdzić, dlaczego; nie wiąże się z tym dla mnie żadna korzyść, po prostu czułem, że muszę to zrobić. I chciałem to zrobić. I za bardzo tego roztrząsać nie zamierzałem, bo i po co? Zawsze robiłem to, co chcę, więc i tak postąpię w tym przypadku. – Teraz wybacz, ale muszę wstać. Nie chcemy, by nasz opiekun przyłapał nas w takiej sytuacji. Jeszcze by nas rozdzielili na inne pokoje. Jak miałbym ci wtedy pomóc w twoim... naglącym problemie w czasie pełni? – odpowiedziałem, uśmiechając się zalotnie. Ten z pozoru niewinny uśmiech od razu zmienił jego emocje; zniknęła niepewność, a pojawiło się coś innego, coś delikatnego, jak pajęcza sieć.
Nie przejmując się tym, że jestem nagi, opuściłem jego łóżko, przeciągnąłem się leniwie, zarzuciłem niechlujnie na swoje ramiona szlafrok i wtedy, poprawiając swoje włosy, ruszyłem w kierunku łazienki, czując to drapieżne spojrzenie na swoich plecach, i trochę poniżej nich.
<Piesku? c:>